niedziela, 1 marca 2015

EP004: Challenge Of The Samurai #Indigo League


Dzisiejszy odcinek, zaryzykuję, jest wręcz kultowy. Znaczy w sumie to nie wiem, czy jest tak w istocie, ale relatywnie często wśród związanych z "Pokemonami" wspomnień z dzieciństwa znajduje się walka Metapodów. Ja zaś wspominam cały ten odcinek jako radosny, miałam go na kasecie i katowałam przynajmniej do końca podstawówki. Wczoraj włączyłam go po raz pierwszy w oryginalnej wersji językowej, nastawiona na dobrą zabawę, i zaprawdę powiadam wam, wielkie było moje rozczarowanie. Przyznaję, że jeszcze dwa tygodnie temu traktowałam polski dubbing jak ciekawostkę.


Tu oglądamy po angielsku http://pokemonepisode.org/episode-4-challenge-of-the-samurai/ i tu oglądamy po polsku http://seansik.tv/act/watch/id/13189/episode/32369 ale dzisiaj zdecydowanie wygrywa wersja polska. Tłumaczenie po części oficjalne, po części moje.
Niedługo wzbogacimy też repertuar o wersję japońską!


http://jedart.blogspot.com/



Zacznijmy może od fabuły, albowiem fabuły tu jest mało.

Albo nie, zacznijmy od przemowy narratora. Gdy tego słucham, to aż zastanawiam się, czy ja i narrator widzieliśmy to samo.
„Ta przygoda zaczęła się tak: Ash, nasz bohater z Alabastii, wybrał Pikachu, pokemona, który nie jest zbyt przerażający dla początkującego trenera” – narrator komentuje ciągnięcie skrajnie niezadowolonego Pikachu na sznurze.
Przedmowa zdradza też wysoki kunszt polskiego przekładu: „To niesławny Zespół R. Zaatakował Centrum Pokemon wraz z kotem/who attacked with Meowth the Pokemon Centre".Tak.

Teraz fabuła.
Ash, Misty i Pikachu lezą przez Wertański Las, niestety narrator do tej pory nie podzielił się wiedzą dlaczego i dokąd, mimo że miał ku temu wiele okazji w trwającym bite dwie minuty streszczeniu poprzednich trzech odcinków. Kolejna pokemonowa dżdżownica zakochała się w Misty, na nieszczęście bohaterów – Weedle. Weedle jest słodkim pokemonem z trującym żądłem na głowie („Mmm, żądło! To jest dopiero pomysł…!” – zachwyca się Ash z miną i tonem szalonego wizjonera), który podobnie jak Caterpie ewoluuje w kokon, który w przeciwieństwie do kokonu wyewoluowanego z Caterpie nie ewoluuje w nic przyjaznego. Ash postanawia złapać Weedle’a, bo czemu nie. Tą razą, choć w ostatniej chwili, przypomina sobie o konieczności stoczenia walki. Wybiera Pidgeotto. Misty ma dosyć robali, dosyć zachwyconego robalami Asha i lezie dalej przez Wertański Las w samotności. Lezie, lezie, lezie, narzeka, aż WTEM! atakuje ją samuraj z kataną.
Serio. Samuraj przedstawia się jako samuraj, ma samurajski hełm i resztę wdzianka, chyba nie jest jeszcze nawet nastolatkiem („what a weird kid…” – podsumowuje go Misty) i oprócz katany nosi siatkę na motyle. Ponadto później dowiadujemy się, że mieszka SAM w chacie W ŚRODKU LASU. Owszem, dziwne dziecko.
Samuraj zapytaje Misty, czy nie jest ona może trenerem z Alabastii, a jak się okazuje, że nie jest, przestrzega ją przed ściągnięciem wrzaskiem stada Beedrilli i wraca do poszukiwań trenera z Alabastii. Tak się szczęśliwie składa, że trenerem z Alabastii jest Ash, akurat zamierzający przystąpić do złapania Weedle’a w momencie, w którym Samuraj przystawił mu katanę do gardła. Nasz młody trener po kilku dniach podróży jest już wrażliwy na kradzieże pokemonów i złodziei o groteskowej prezencji, więc z miejsca uznaje Samuraja za takie właśnie zjawisko. Ale Samuraj nie jest złodziejem. Samuraj jest samurajem i chce walki pokemon z czwartym trenerem z Alabastii. W Wertańskim Lesie bowiem byli już trzej rywale Asha, Samuraj stoczył trzy porywające pojedynki i trzy razy przegrał, odbierając cenną lekcję od każdego z trenerów.

Samuraj taki poważny, taki groźny samuraj.
Btw 1, tak sobie teraz myślę, że wysyłanie dziesięciolatków z pokedeksem nawet nie jest aż tak głupie – zdaje się, że instrukcje i wiedza dawane przez pokedex pozwalają zdobyć wszystkie umiejętności potrzebne do przetrwania w tym świecie. Nadal otwartą kwestią jest pytanie o przyczynę i cel tej polityki.
Myślę też, że rocznik Asha jest jednym z pierwszych objętych jakimś programem państwowym kształcenia trenerów. Rozdawanie starterów i pokedeksów jest w anime, inaczej niż w mandze i grach, ujęte w ramy instytucjonalne. Samuraj zdaje się jednak o tym nie wiedzieć.

Walka Asha z Samurajem jest walką ze wszech miar epicką i kultową, zwłaszcza druga runda, tę prześledzimy uważnie. Do pierwszej rundy Ash wystawia zmęczone Pidgeotto (Misty i Samuraj uświadamiają trenera, że pokemony się męczą i między walkami muszą odpoczywać; Samuraj dogaduje Ashowi, raniąc jego ego.) Noale. Pidgeotto żywi się robakami. Pinsir wprawdzie gatunkowo jest robakiem, lecz wszystko wygląda na to, że Pinsiry żywią się Pidgeotto. Pinsir jest wielkim kleszczopodobnym robakiem z wielkimi kolczastymi szczypcami, potrafi rozproszyć piaskową burzę i powalić ptaszystko jednym pchnięciem. 
Ash wycofuje Pidgeotto i wystawia Metapoda. Mimo początkowych obaw Asha i w ogóle wszystkich (przy czym bardziej "w ogóle wszystkich" niż Asha, ponieważ chłopak jest myślą nie skażony), Pinsir nie rozgniata Metapoda na miazgę. Ash nakazał Metapodowi "być twardym/harden", Metapod na to hasło momentalnie osiągnął kamienną twardość i Pinsir miast go uszkodzić, skruszył kolce swych szczypców na kamiennie twardym Metapodzie. (Swoją drogą ciekawe, czy kolce mogą odrosnąć i czy Samuraj pójdzie do Centrum Pokemon po jakąś kuracjo-rehabilitację dla Pinsira, albowiem Samuraj sprawia wrażenie unikającego cywilizacji.) Jakkolwiek Metapod jest ogólne bezużytecznym kokonem, to, chciałoby się powiedzieć, jest przynajmniej na tyle zajebisty, coby twardnieć na zawołanie.

"Metapod, bądź twardy jak on!!!" - "Maximum twardości, Metapod!"
Notabene, lubię Pinsiry.

Z niezrozumiałych dla mnie względów kamera nie jest wierna emocjonującemu starciu bajecznie twardych Metapodów i zdradza je z Zespołem R. Zespół R lezie przez Wertański Las w czołgu. Uściślając, ludzka część Zespołu R lezie w… a może nie będę spoilerować?… lezie w czołgu na ramionach, Meowth leży na czołgu. Dochodzi do takiego dialogu:
- Meowth, co ty robisz tam na górze?!
- Jestem obserwatorem – wyjaśnia spokojnie Meowth, układając się wygodniej.

Emocjonujące starcie pozostaje nierozstrzygnięte. Bitwę przerywa przybycie roju Beedrilli. Niezłapany Weedle poskarżył się swoim. Beedrille nie atakują bohaterów, acz porywają Metapoda Asha (zemsta?) – Samuraj wycofał swojego, gdy tylko zauważył niebezpieczeństwo.

Nie do końca łapię, co się dzieje potem, tzn. na pewno ganiali po lesie z Beedrillami, ale przez nader dynamiczny montaż umykają mi nieistotne szczegóły typu kto gonił kogo, dlaczego Ash i Misty uciekli z pustej polany i kiedy dołączyli do Samuraja.
Anyway, gdy postanowili dać nura w krzaki, objawiło się ich oczom drzewo z ogromnym skupiskiem Kakunów. Kakuny to faza przejściowa między Weedle'em a Beedrillem. Według pokedeksu pokemony te są nieaktywne, dopóki nie wyklują się z nich Beedrille. Nasza trójka niestety nie mogła kontemplować tego niezwykłego widoku w odpowiedniej ciszy, gdyż, co rzecz jasna wzbudziło emocje Asha, między Kakunami leżał porwany Metapod.

***

Pokedex mówi, że Kakuny są nieaktywne. Rzeczywistość wprowadza erratę "dopóki nie usłyszą głosu  wroga". Wówczas wykluwają się z nich Beedrille.
Trochę z deszczu pod rynnę.
Bohaterowie pognali do chaty Samuraja ile tchu w piersiach, zaś Beedrille wręcz odprowadziły ich do samych drzwi, przebijając żądłami bale.

***

Gdy już dzieciaki ukryły się bezpiecznie w chacie, Samuraj wygarnia Ashowi prawdę, mówiąc mu prosto w twarz, że chłopak jest nieodpowiedzialny ("pozwoliłeś uciec Weedle'owi, to mogło kosztować nas życie") i nie dba o swoje pokemony ("odszczekam tego nowicjusza - ponieważ nawet nowicjusz nie zostawi swojego pokemona, skazując go na śmierć") oraz że w porównaniu z pozostałymi trenerami z Alabastii jest jakimś nieporozumieniem; prawda kole w oczy.

Nazajutrz rankiem Ash targan wyrzutami sumienia wobec Metapoda idzie do kakuniego drzewa odbijać swojego pokemona. Zakrada się cicho do drzewa. Wówczas znienacka ujawnia się Zespół R z nieodłącznym mottem i niepomny ryzyka, ignorujący ostrzeżenia Asha, doprowadza show do końca. Beedrille oczywiście się budzą, oczywiście rzucają się do ataku, a cały misterny brak planu trafił szlag.
Ash brawurowo uchylił się przed szeregiem żądeł i pobiegł ratować Metapoda, Zespół R lecącą w ich kierunku ścianą pszczół się nieco zmartwił, lecz bynajmniej nie przejął, bo przecież mają czołg. "Warto było taszczyć go tutaj", rzekł James.

Czas na wielkie pięć minut dla czołgu. W "Kubusiu Puchatku" jest taka scena, jak Kubuś Puchatek, aby niepostrzeżenie ukraść pszczołom miód, udawał chmurkę. Miś o bardzo małym rozumku wspinał się na drzewo z niebieskim balonikiem w łapce, asekurowany z ziemi przez Krzysia, który chodził z rozpostartym parasolem i zastanawiał się głośno, czy z tej chmurki koło drzewa to nie będzie deszczu aby - lecz wróg był sprytniejszy od Kubusia Puchatka i rozpracował ten kamuflaż. No i identycznie było z tym czołgiem - jak Weedle odkryły, że był z papieru, ergo jadalny?
Btw 2, strasznie podoba mi się to, że Jessie i James (i uczący się od nich człowieczeństwa Meowth) są konsekwentnie pokazywani jako ludzie ewidentnie niespełna rozumu, wręcz prawdziwe kuriozum - absolutnie nie jako rzekomi profesjonaliści, którzy dorabiają jako Elementu Komicznego, gdy twórca ma takie widzimisię. Pomijając już czołg, przepięknie jest to pokazane w scenie recytowania motta w pobliżu śpiącego roju krwiożerczych pszczół. Okazuje się bowiem, że motto nie jest odpowiednikiem transformacji magical girls, lecz cały ten kabaret z układem, fajerwerkami i wystudiowaną grą aktorską Zespół R w upojeniu sobą każdorazowo odstawia na żywo. A ponieważ "te dwie niecnoty to kłopoty", w razie sprowokowania prawdziwych kłopotów TAK MIAŁO BYĆ.

W międzyczasie gdy Beedrille skupiły się na Zespole R, Metapod znalazł się w ramionach Asha; wpierw Ash zaproponował mu powrót do pokeballa, czego pokemon odmówił.
- Nie mogę cię zostawić, Metapod. Spróbuję odwrócić ich uwagę. To wszystko wina Samuraja... - W tym momencie Ash się potknął, pokemon wypadł mu z rąk i potoczył się kilka metrów dalej. - Nie. To nie jest wina Samuraja. To moja wina. Gdybym był lepszym trenerem, nie doszłoby do takiego wypadku. Przysięgam, że od teraz nigdy nie opuszczę przyjaciół.
Ash chyba płacze, Metapod chyba też płacze. Ash znowu bierze go na ręce.
- Nigdy więcej.
Wtedy nadleciał ku nim pojedynczy Beedrill i Metapod wyrwał się z rąk swojego trenera prosto na parę trujących żądeł, być może ratując Ashowi życie.
 Z przedziurawionego kokonu wykluł się Butterfree i jako piękny motylek uratował dzień, usypiając brzydkie pszczoły usypiającym proszkiem i wszystko skończyło się dobrze. Samuraj docenił Asha ("w porównaniu z tobą ja jestem nowicjuszem"), następnie z jego pomocą Ash i Misty wreszcie wyleźli z lasu i kamera pożegnała ich stojących na drodze ku Marmorii (Pewter City).
Będę się upierać, że w "Pokemonach" istnieje jakiś rozwój postaci. 

My zaś skończyliśmy odcinek w towarzystwie Zespołu R i łypiących podejrzliwie Kakun. Zespół R nie błysnął udanie.
"You have any more bright ideas?" "Well, unlike you I have some ideas."

Btw 3, pokemony ewoluują w różny sposób, na ogół albo zmieniając się w inny organizm, albo tworząc "nową jakość" po połączeniu się z jakimś przedmiotem. Pokemony wyklute z Kakun i Metapodów zaś od razu porzucają dawną skorupę. Jest to interesujące o tyle, że w Hoenn żyje Shedinja: Shedinja is a Pokémon based on a cicada's shed exoskeleton. Its body is completely hollow and dark, as it possesses no internal organs. Taka tam ciekawostka.

***

Wiem, że teraz cieszę się z małych rzeczy, jednak mam w sobie nieodpartą chęć udowodnienia światu, że coś w Pokemonach trzyma się kupy.

Chciałabym zwrócić wam uwagę na realizm. Nie, nie przewidziało wam się, naprawdę napisałam „realizm”. Mimo że anime jest dziwne co do treści i nakręcone bez dwóch zdań surrealistycznie, jest też, w ramach konwencji, diabelnie realistyczne pod wieloma względami. Postawię śmiałą tezę, że (oczywiście poza z góry skazanymi na niepowodzenie planami Zespołu R oraz pewną przeżywalnością głównych bohaterów) imperatyw narracyjny w Indigo League nie występuje; jakkolwiek widzę „sznyt symbolizmu”, że tak się sama zacytuję, bieg wydarzeń jest wypadkową możliwości oferowanych przez uniwersum, charakterów i starań bohaterów oraz położenia, w jakim się znaleźli.
Uważam, że bohaterowie mają prawo być idiotami, mają prawo popełniać błędy, zachowywać się nieracjonalnie, panikować i nie być wszechwiedzący, krótko mówiąc mieć swoje ograniczenia. Nie mam z tym żadnego problemu, dopóki autorzy nie próbują mi wmówić czegoś innego lub nie sięgają po imperatyw narracyjny, a autorzy "Pokemonów" są pod tym względem czyści (i chyba też dobrze bawią się przy scenariuszu).

A piszę to wszystko teraz, gdyż ponieważ bo znalazłam na yt coś takiego: https://www.youtube.com/watch?v=oqnbqCYwb1I i pragnę powiedzieć, jak bardzo się z autorem nie zgadzam. Programowo protestuję przeciw krytykowaniu "Pokemonów" z punktu łaaaa, takie dziecinne, takie nielogiczne, ja bym się zachował inaczej i nakręcił to lepiej! Ludzie, zaprawdę powiadam wam, nie dyskutujcie z faktami, odbieracie sobie wiele wzruszeń i dobrej zabawy z takim podejściem.
- Youtuber czepia się, że Metapod ma tylko jeden ruch, a Samuraj komentuje "sprytne, całkiem sprytne", gdy Metapod Asha w twardości znosi atak Pinsira. Chalo, Samuraj wcześniej mówił "patrz, jak mój Pinsir miażdży twojego Metapoda na pół", chalo, Samuraj za Chiny Ludowe nie popisał się inteligencją, chalo, z jego punktu widzenia to MOŻE być sprytne, bo takiego biegu wydarzeń nie przewidział. 
- Youtuber czepia się, że Zespół R ma czołg wykonany z kartonu. Pal diabli, że anime chwilę później piętnuje całą głupotę ich pomysłu.
- Youtuber czepia się, że promień z pokeballa uderza w drzewo jak w twardy przedmiot. Chalo, youtuberze, co ty wiesz o pokemonowej fizyce? Bo ja nic, kanon nigdzie nie podejmuje tematu, zatem nie masz żadnych podstaw, by się czepiać.
- Youtuber czepia się, że Beedrille są niewiadomojak bardzo duże. Bzdura. Przecież wiadomo, jak bardzo duże są, otóż są duże niemalże jak dziesięcioletnie dziecko jest duże, i co więcej są tak bardzo duże przez całą serię.
- Youtuber czepia się, że Samuraj, uciekając przed Beedrillami do swojej chaty, skręcił w lewo, zamiast w prawo. Chalo yotuberze, ile razy biegłeś po lesie goniony przez całe stado czegoś, co realnie może cię zabić?
- Youtuber czepia się, że Beedrille są zabójcze, a dzieci wcześniej chodziły po lesie i żyją. Samuraj wyraźnie i wielokrotnie ostrzegał przed niebezpieczeństwem, chalo, zagrożenie nie jest bagatelizowane. Jest też jasno powiedziane, że Beedrille obrały sobie bohaterów za cel, ponieważ Ash próbował złapać Weedle'a, chalo.
- Youtuber czepia się, że Ash niesie Metapoda na rękach, "Czy Ash ma coś przeciwko używaniu pokeballa?" - no ma, youtuberze, to już widzieliśmy w poprzednim odcinku. Poza tym dla jego pierwszego pokemona przebywanie w pokeballu jest dyskomfortem, zatem nie dziwi mnie, że niezbyt rozgarnięty początkujący trener z automatu uznał, że wszystkie pokemony tego nie lubią. Chalo.
Tłumaczę. To jest obecnie niewiadomoco, ale później zostanie nazwane water pulse. Poza tym wspomnienia Samuraja są ogólnie podkoloryzowane.
Youtuber mię zdenerwował.

***

Polska wersja językowa… Polska wersja językowa jest po prostu piękna niezwykle.
Nie wiem, jak telewizja polska to zrobiła, ale udało im się napisać ogólnie lepsze dialogi, zachować sens wszystkich angielskich wypowiedzi, zgrabnie przetłumaczyć kilka nazw, podnieść absurd kreskówki do czwartej potęgi, zmasakrować wszystkie oryginalne żarty bardziej niż Korwin lewaków, znaleźć szczerze zaangażowanych aktorów oraz szczerze niezaangażowanego narratora, wyciągnąć z postaci maksimum charakteru, zachować żelazną konsekwencję w niekonsekwencji. I to wszystko, imaginujcie sobie, JEDNOCZEŚNIE.

 Zresztą Nefariel w komciu pod EP003 idealnie uchwyciła urok polskiego dubbingu: "Nieudolne tłumaczenie żartów, które były śmieszne prawdopodobnie tylko po japońsku (albo i to nie) oraz niezdecydowanie, jak wymawia się i odmienia nazwy własne, osobiście uważam za zjawiska absolutnie przesłodkie. No i zdaje mi się, że na poziomie aktorskim jest jednak lepszy od angielskiego, ale może to kwestia przyzwyczajenia."

Największe cuda z tego odcinka:
1. Tłumacze za punkt honoru przyjęli dosłowne tłumaczenie wszystkich gier słownych, rymów itp.
 "Have no fear, Ash is here" - rzecze Ash do Misty uciekającej od Weedle'a. "Po co gnasz, jest tu Ash"

"Maybe you saw a Cowterpie"? Ru-ru-rurkowce podpowiadają: "Może widziałaś... Krowęterpie?!"
2. Wymowa nazw własnych jest niepowtarzalna. Na szczęście (nie mogę się teraz doguglać do propozycji nazw polskich, ale wierzajcie, spotkało nas naprawdę wielkie szczęście) nie poszliśmy w ślady Niemców i Francuzów i zachowaliśmy nazwy angielskie.
Kakuna to po angielsku kakuna, po polsku kokun.

 ***

Kto nie widział, musi obejrzeć.

3 komentarze:

  1. Amerykanie także na początku nie mogli za bardzo ogarnąć nazw. W tym odcinku w angielskim dubbie kilka razy wypowiedziano imiona Pokemonów w liczbie mnogiej (z "s" na końcu), co uznawane jest za błąd.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak w kwestii wysyłania dziesięciolatków w świat - już wiem, jak to wygląda. Otóż pokeświat cierpi na ogromne przeludnienie, dawanie małym dzieciom pokeballa i wypuszczanie go do lasu pełnego krwiożerczych stworów to taka ichniejsza forma Igrzysk Śmierci, tylko bez udziału telewizji. Jedyne logiczne wytłumaczenie, tak.
    A jeśli pominiemy to, to faktycznie, rocznik Asha musi być pierwszym rocznikiem, w którym wprowadzono coś takiego, przynajmniej na taką skalę.

    Samuraj to dziwne dziecko, zdecydowanie, w dodatku ze straszliwie irytującym głosem.

    Ogółem lubię ten odcinek, jest dużo Beedrilli, w dodatku takich wielkich, groźnych i chętnych na wypatroszenie przechodniów Beedrilli. Ach, piękne badaśne pszczoły.
    No i czołg Zespołu R, aww.

    Zgadzam się z tym dziwnym realizmem tej bajki. Opiera się na tym, że 90% bohaterów to skończeni debile, ale tak, nie można go odmówić.
    A polski dubbing jest uroczy.

    OdpowiedzUsuń
  3. Yaaay, cytują mnie! :D

    "Na szczęście (nie mogę się teraz doguglać do propozycji nazw polskich, ale wierzajcie, spotkało nas naprawdę wielkie szczęście) nie poszliśmy w ślady Niemców i Francuzów i zachowaliśmy nazwy angielskie."
    Chłe, jako szczyl grałam w Pokemony po niemiecku. Na szczęście i tak znałam imiona wszystkich stworków z pierwszej generacji. Za to, jak pewnie zauważyłaś, od Niemaszków przejęliśmy nazwy miast.
    Za to ciekawostką jest dubbing hiszpański, pod tym względem dość podobny do polskiego: teoretycznie nazwy zostały zachowane, ale Hiszpanie i tak niektóre nazwy własne wymawiają po swojemu. A niektórych nie.

    OdpowiedzUsuń