sobota, 14 lutego 2015

EP003: Ash Catches a Pokemon #Indigo League


Dzisiejszy odcinek aż prosi się o miano fillera, jednak imho filler jest w odniesieniu do pokemonowego anime terminem nieadekwatnym. Wikipedia (oficjalnie oświadczam, że publikowana tutaj analiza „Pokemonów” jest pracą poważną, więc niech nie dziwią was poważne, naukowe źródła jak niniejsze) definiuje „filler” jako:
a) w telewizji materiał o mniejszym znaczeniu, mający „wypełnić” pewną ilość czasu antenowego;
b) w przypadku serii opartej na materiale źródłowym, np. mandze, fillerem nazywany jest odcinek, który nie został stworzony na podstawie materiału źródłowego.
Nope, nope, nope. Ad a: w tym anime z definicji nie występuje coś takiego jak „materiał o mniejszym znaczeniu” (jakkolwiek można wskazać kilka kamieni milowych serii), zaś atrakcyjność odcinka jest współczynnikiem autonomicznym wobec linii fabularnej i zależym po prostu od realizacji. Ad b: pokemonowe anime jest luźno związane z innymi mediami i IMHO traktowanie go jako ekranizacji (gry czy mangi?) jest drogą donikąd.
Wybrnijmy z tych dywagacji medioznawczych stwierdzeniem, że w dzisiejszym odcinku dzieje się ważnie, ale mało.

Oglądamy po angielsku. Tłumaczenia są autorskie i wierne co do sensu. Autorka bloga ostrzega, że czasem może nie zrozumieć jakiejś wypowiedzi, bo nie zna angielskiego jakoś bardzo dobrze. https://www.youtube.com/watch?v=5KLeDo5GXCs

Odcinek zaczyna się końcówką poprzedniego i rozwiązaniem zagadki spędzającej sen z powiek. Tak, ale „Pokemony” sięgają po ten stary jak świat numer w brawurowym stylu.
Powiedzieć bowiem z o zagadce z poprzedniego odcinka, że jest tylko spędzająca sen z powiek, to zdecydowanie za mało. Zagadka jest oszałamiająca, wstrząsająca, nicująca na wylot. To najbardziej emocjonujący cliffhanger w dziejach kina.

Czy Ash złapał Caterpie?

Napięcie rośnie. Ash na Kolorowym Tle Chwały mierzy nieruchomy cel wzrokiem i pewnym ruchem ciska w nań pokeball. Pokeball leci w slow motion, napięcie wciąż rośnie. Pokeball dotyka czoła -  nie godzi się łapać pierwszego pokemona bez klasy - Caterpie staje się czarną figurę na białym tle, ujęcie puszczone trzy razy pod rząd. Caterpie w ostatnich chwilach wolności wrzeszczy jak dziecko w kąpieli. Pokeball robi gib-gib, cisza pełna oczekiwania. Gib-gib.

*fanfary*
Radość naszego młodego trenera jest wielka jak Czomolungma i jasna jak szafir Wielkiego Mongoła.
Misty przygląda się temu zdegustowana i ja jej się nie dziwię, szczerze powiedziawszy. Raz, że też nie lubię robali i nie chciałabym spotkać na żywo dżdżownicy wielkości przedramienia. Dwa, że Caterpie jest pokemonem pospolitym, bezużytecznym i słabym, więc pierwszy poczyniony przez Asha krok do zostania Mistrzem Pokemon jest cokolwiek kontrowersyjny.
Na dobór złego Caterpie pokochał Misty miłością szaloną i szczerą. Misty klaruje Ashowi, że nienawidzi marchewek, nienawidzi pieprzu, nienawidzi robaków i nie chce mieć z tymi rzeczami nic wspólnego never ever, Ash odpowiada „lubię pieprz, lubię marchewkę i lubię robaki, ale nie lubię sposobu, w jaki traktujesz Caterpie” i rozwiązuje problem, oświadczając, że od tej pory idą bez Misty. Na to dziewczyna się nie zgadza i idzie za Ashem, mamrocząc „mój rower”.
Jest w Ashu coś rozczulającego do granic. On nawet w mizernym robaku widzi stworzenie Boże pokemona.


Pora na sen. Bohaterowie palą ognisko z gałęzi. Badacze świata Pokemon niech zanotują, że drzewa z lasu definitywnie nie są pokemonami.
Następna scena jest dziwna. Ludzie wpełzają do śpiworów i oddają się objęciom snu, Pikachu i Caterpie zaś siedzą na pieńku, gapią się w księżyc i konwersują po pokemonowemu. Trwa to PÓŁTOREJ MINUTY, mnie gdzieś w połowie ogarnia zwątpienie, ratunku, co ja oglądam…?
Anyway. O ile coś z tego rozumiem, konwersacja jest wprowadzeniem do zagadnienia ewolucji. Pokemony bowiem ewoluują w ramach jednej linii ewolucyjnej, czyli że stworzenie narodzone jako Caterpie któregoś dnia stanie się Metapodem, Metapod dokona żywota w istocie Butterfree. Temat rozmowy wywnioskowałam zaś po cudownym Butterfree przelatującym na tle księżycowej pełni, odbitej w gigantycznych oczach marzącego Caterpie.

***

Ash zauważa w leśnej gęstwinie Pidgeotto, następne ewolucyjne stadium Pidgeya, które przypomina mu o nieudanej próbie złapania Pidgeya własnymi siłami tuż po wyruszeniu z Alabastii. Jak pewnie pamiętacie, nauczyliśmy się wtedy na przykładzie przygód młodego trenera, że przed rzuceniem pokeballa trzeba zmęczyć pokemona walką z innym pokemonem, tak? Tak. Ash jednak ignoruje tamtą naukę i jest zdziwiony, że Pidgeotto nie dało się tak po prostu złapać. („Tylko dlatego udało ci się złapać Caterpie, bo Caterpie jest zawsze osłabiony!”)
Więc Ash wysyła przeciwko niemu Caterpie. Misty, Pikachu i Caterpie ogarnia trwoga. „Czy ty wiesz, co robisz?! Caterpie jest robakiem, ptaki zjadają robaki!”
POKEMONY JEDZĄ SIĘ NAWZAJEM.



Sytuację ratuje Pikachu, traktując Pidgeotto konkretnym piorunem. Misty raczy Asha kazaniem.

***

Przedstawię wam jedną z moich teorii na temat typów pokemonów.
Nazwijmy ją Teorią Specjalizacji. Od razu mówię, że jestem świadoma, że teoria nie tłumaczy istnienia np. pokemonów-kosmitów (Clafairy, Elgyem), pokemonów legendarnych. Ale może komuś przypadnie do gustu i jakiś większy mózg ode mnie podejmie się interpretacji tych zjawisk?
(Zastrzegam, że jestem humanistką i moje teorie quasinaukowe mogą za cholerę nie trzymać się kupy, ale przecież nie taki jest cel tej zabawy! Więc jako samozwańczy ekspert Pokemon profesor Kreatur jestem otwarta na krytykę środowiskową i dyskusję akademicką.)
Zastanawiało mnie zawsze, czemu pokemony dzielą się na typy (AD 2015 typów jest siedemnaście) i mają jeden typ lub dwa i czemu różne stadia ewolucyjne tej samej linii mogą być różnych typów. Typ jest na stałe związany z gatunkiem pokemona i nie zmienia się pod wpływem warunków środowiskowych (pod wpływem warunków środowiskowych pokemon może się co najwyżej nauczyć ruchów innego typu albo zmienić umaszczenie), czyli Pikachu zawsze będzie elektryczny, nawet jeżeli opanuje umiejętność typu stalowego. Bessęsu.
Na początku, kiedy świat Pokemon był młody i zamieszkany przez skamieliny nabożne wydłubywane przez archeologów, tych typów to tyle nie było. Były roślinki (Cradily), żyjątka (Kabuto, Armaldo), żyjątka wodne (Omanite, Relicanth). Wydaje mi się, że w świecie Pokemon ewolucja poszła po prostu w dziwną stronę: na etapie pierwotniaków najpierw doszło do powstania sztywnych schematów ataku (nauka łatwa do przyswojenia dla żyjątek małej inteligencji), potem do sprzężenia ataków z ze środowiskiem (stąd typy już u pokemonów prehistorycznych, które żyły w jednym lądomorzu), potem do specjalizacji organizmów pod kątem ataku i typu ataku (tutaj zaczęło się robić dużo typów), potem do ugruntowania się specjalizacji. Innymi słowy w biologii pokemonów zmiany zachodziły dużo, dużo, dużo szybciej niż zmiany środowiskowe, więc pokemony specjalizowały się względem siebie nawzajem i tak już ewolucji zostało.
No, imho tłumaczyłoby to ataki ściśle przypisane do typów i zakrawające na aksjomaty tabelki, który typ ma przewagę nad którym.

***

Po epizodzie z Pidgeotto Misty i Ash spotykają Zespół R. Gdyby nasze anime było normalne, ich spotkanie z Zespołem R byłoby spotkaniem drugim; anime jednak bez zbędnych ceregieli przeszło do abstrakcyjnej notacji „spotkanie rzędu n+1”.
Zespół R mówi, że chce od Asha Pikachu, gdyż Ten Pikachu łapie się pod kryteria zainteresowań Zespołu R („pokemony rzadkie i niezwykłe”). Przy czym Zespół R nie może dojść do porozumienia, czy przypadkiem nie ujawnia swoich sekretów.
Z kronikarskiego obowiązku wspomnę, że między Zespołem R a Ashem dochodzi do walki pokemon. Jessie i James wysyłają Ekansa i Koffinga („Ej, dwóch na jednego to oszustwo!” – „We are the bad guys!”), Pikachu dostaje jakimś szlamem po oczach i nie może walczyć, potem Pidgeotto zostaje pokonane, potem Caterpie pokonuje Zespół R, zamieniając ich w jedwabne mumie. Amen.

Potem Caterpie sam zamienia się w jedwabną mumię i ewoluuje w Metapoda.
W pierwszym odcinku nauczyliśmy się, że pokemony trzeba trzymać w pokeballach, chyba że nie lubią być trzymane w pokeballach. Ash jest pilnym uczniem i z empatią pakuje Metapoda do plecaka (na pewno obok termosu, bielizny i śpiwora jest mu wygodnie).
Bohaterowie nadal są w lesie.

***

Kto nie widział, musi obejrzeć.

czwartek, 12 lutego 2015

EP002: Pokémon Emergency #Indigo League



W dzisiejszym odcinku dzieje się wuteefnie i gęsto.

Oglądamy po angielsku. Autorka bloga ostrzega, że czasami jakaś wypowiedź może zostać przez nią źle zrozumiana. Tłumaczenia są autorskie i amatorskie. Dopóki polskie tłumaczenie jest powszechnie znane wśród narodu, będę trzymała się polskich nazw.

Ash przybył do Wertanii. Konkretnie to półżywy z półżywym Pikachu na rękach  próbował przebiec obok budki policji na granicy miasta (mieszkańcom Wertanii gratulujemy planu zagospodarowania przestrzeni miejskiej – z dalszej akcji a contrario możemy się dowiedzieć, że to jedyny posterunek policji w mieście). Jego przybycie zbiegło się z nadawaniem przez oficer Jenny specjalnego komunikatu o podejrzanie wyglądających obcych, więc oficer Jenny, jak przystało na chłodnego profesjonalistę na służbie, przerwała nadawanie ogłoszenia, by zatrzymać Asha. W końcu Ash mógłby być złodziejem („bardzo rzadko spotyka się kogoś niosącego pokemona na rękach zamiast w pokeballu”), prawda? Owszem, prawda, ale wtedy musiałby być również Stirlitzem w przebraniu.
Oficer Jenny zatrzymuje więc Asha, prosi go o okazanie ID, Ash bezradnie rozkłada ręce (znaczy na pewno rozłożyłby, gdyby nie trzymał na rękach półżywego Pikachu) i błaga, żeby pozwoliła mu iść jak najszybciej z tymże nieprzytomnym Pikachu do szpitala. Oficer Jenny oświeca Asha, że pokedex pełni też rolę ID. Następnie wyprowadza motor z garażu i zawozi Asha do Centrum Pokemon, w stanie podwyższonego zagrożenia opuszczając posterunek, mimo że nawet nie nadała do końca ważnego komunikatu. No nie mogła w spokoju nadać ostrzeżenia i ścigać Asha na motorze, nie i już
Aha, badacze świata Pokemon niech notują, że między miastami (???) są też normalne betonowe drogi.

Tutaj wróćmy do tematu licencji Pokemon i rozdawania pierwszych pokemonów. Z odcinka dowiadujemy się dwóch bardzo ciekawych rzeczy.
Raz, że jednym ze sposobów zdobycia licencji jest otrzymanie pokedexa, ale sądząc po zachowaniu oficer Jenny, nie jedynym - oficer Jenny nie prosi o pokedexa, lecz o ID. Btw, mam wrażenie, że brak ID jest w jakimś stopniu tolerowany w społeczeństwie. Oficer Jenny łagodnym tonem pyta „skąd mam wiedzieć, że nie ukradłeś tego pokemona, zwłaszcza że nie masz przy sobie ID?”, wcale nie jest zszokowana ani nie nalega na okazanie dowodu, mimo jej dość… impulsywnego charakteru.
Dwa, MUSI być jakiś system zapisów na startery, dlatego że pokedex jest zaprogramowany na personalia Asha, co Oak musiał zrobić jeszcze przed wręczaniem starterów, skoro nie dłubał w pokedeksie pod obecność Asha. Nie wierzę, że na tym etapie rozwoju techniki pokedexa można programować zdalnie, skoro nawet nie ma innej komunikacji na odległość niż przez komputery w Centrum Pokemon; zresztą o tym za moment.

Ale lepiej nie przyzwyczajajcie się, że wszystko w anime da się racjonalnie wytłumaczyć. „Raz skradziony pokedex nie może być zastąpiony.”

***

Przy posterunku oficer Jenny jest tabliczka, a na tabliczce list gończy. Gdyby oficer Jenny została chwilę dłużej, zobaczyłaby, że kilka metrów nad jej posterunkiem jest balon w kształcie głowy Meowth, a w balonie osoby z listu gończego.
Absolutnie uwielbiam tę scenę, w której po raz pierwszy spotykamy Zespół R (notabene uwielbiam też polską nazwę, imho tłumacze pięknie wybrnęli z niezgrabnie tłumaczącego się Team Rocket). Purpurowe niebo, kolory zmienione promieniami zachodzącego słońca jak w realnej złotej godzinie, stylizacja na drani z filmu noir.
- List gończy. Pochlebiają nam.
- Pochlebiają? Wyszedłem okropnie.
- Powinieneś cieszyć się, że fotograf uchwycił twoje wnętrze – odpowiada Jessie z przekąsem.
- Dokładnie. Mieszkańcy Wertanii będą żałować, że kiedykolwiek zobaczyli tę twarz. – James mruży oczy, wyciąga zza pazuchy czerwoną różę i delektuje się swoim zuem.
Ekran zajmuje twarz jak księżyc w pełni, Meowth mówiący i myślący jak człowiek.
Tyle dużo cudowności naraz!

***

Muzyka jest dramatyczna. Oficer Jenny pędzi na sygnale przez całkiem puste ulice (Wertania jest jakimś odludnym miastem, mam wrażenie) i z piskiem opon zatrzymuje się w środku Centrum Pokemon tuż przed recepcją.
- Mamy podjazd dla samochodów. - O ile Jenny mnie wtfuje, tak lubię tutejszą siostrę Joy.
Siostra Joy, będąca jedynym ludzkim personelem w całym Centrum, komputerowo wydaje polecenia armii Chansey-pielęgniarek i niezwłocznie zajmuje się rannym Pikachu.
Chciałabym już teraz pokazać wam pewną bardzo specyficzną cechę tego anime: w mnożącym się absurdzie nie brak ludzi z głową na karku.

Ash czeka, a czekając dzwoni do mamy. Delia Ketchum zażywa kuracji urodowych i w ostatniej chwili przed odebraniem połączenia na videochacie zdejmuje z włosów ręcznik i z twarzy maseczkę, coby nie przestraszyć jedynego syna.
- Skarbie, czy wszystko w porządku? Gdzie jesteś, Ash?
- W Centrum Pokemon w Wertanii – odpowiada Ash głosem ściśniętym żałością.
- Jesteś już w Wertanii?! – Delia nie posiada się z radości i dumy. - Dotarcie do Wertanii zajęło twojemu ojcu cztery dni, kiedy on zaczynał swój trening Pokemon. Byłby z ciebie bardzo dumny, jesteś jego oczkiem w głowie.
- Kaprawym oczkiem…
Dalej Delia przekonuje Asha o jego wartości i mówi mu, że rozpostrze skrzydła jak Spearow („czuję się jak poturbowany Pidgey”), że może osiągnąć wszystko, co tylko zechce, oraz że go bardzo kocha, i że ma zmieniać codziennie bieliznę („też cię bardzo kocham, mamo”). Powiem wam, że bardzo szanuję pokemonowe anime za promowanie dobrych wzorów. W zakresie przedstawiania relacji rodzinnych i – szerzej – fajnych relacji międzyludzkich, Musierowicz mogłaby się dużo nauczyć. Zero ironii.

Następnie dzwoni profesor Oak i odbywa się wbijająca w fotel konwersacja:
Oak: ozmawiałem przed chwilą z twoją mamą i powiedziała mi, że dotarłeś do Centrum Pokemon w Wertanii, czy to prawda?
Ash, nieco skołowany tym pytaniem: nie mógłbym rozmawiać, gdyby mnie tu nie było.
Oak: wtf alejakto.
Tak, profesor nie umie w logikę. Jest taki dowcip, jak chłop patrzy na żyrafę i mówi, że takiego zwierzęcia nie ma.
- Pozostali trenerzy Pokemon dotarli tam bez problemu i jestem mile zaskoczony, że tobie też się to udało. Muszę przyznać, że gdy opuszczałeś moje laboratorium, miałem duże wątpliwości, czy dasz radę zapanować nad Pikachu. Mój wnuczek Gary uważał, że przed dotarciem do Wertanii nie złapiesz żadnego pokemona. Założyłem się z nim o milion dolarów, że nie ma racji!
- Pieniądze to nie wszystko… Prawda? – Bo i cóż może biedak odpowiedzieć na takie dictum?
Żeby pocieszyć załamanego profesora Oaka, Ash opowiada mu o tym, że widział legendarnego pokemona jak na planszy obok. Profesor-znakomity-pedagog informuje chłopaka, że na pewno nie widział, bo mało kto tego pokemona widział. Kończ waść, wstydu oszczędź, profesor leci po zamówioną pizzę.
Swoją drogą, na tej planszy jest Zapdos, Ho-Oh, Moltres i… Arcanine. Drodzy czytelnicy, macie jakieś twórcze koncepcje, co artysta miał na myśli?
/edit/ Galnea przyniosła w komciu trop.
Pokedex z gry (Yellow) natomiast przedstawia Arcanine'a tak: "A legendary Pokémon in China. Many people are charmed by its grace and beauty while running." O chińskich korzeniach wspominają też pokedeksy z Gold ("this legendary Chinese Pokemon"), FireRed ("A pokemon that is discribed in Chinese legends") i HeartGold ("This legendary Chinese Pokemon is considered magnificent"), ale najwcześniejsze Yellow rozwiewa wątpliwości, czy chodzi o Chiny, czy tylko o epitet.
Gdybyście nie wiedzieli, Arcanine nie jest legendarnym pokemonem - jego wcześniejsze stadium, Growlithe, jest używane w policji. Z jakiegoś powodu znalazł się na planszy wraz z pokemonami na tyle rzadkimi i potężnymi, że uznanymi za legendarne. Albo więc artysta taką miał wizję i chciał strzelić nawiązanie, albo jesteśmy w Chinach.
/edit/ W pierwotnym zamyśle twórców Arcanine miał być częścią trio żywiołów zamiast Moltresa. Możliwe, że kiedyś był na tyle rzadki i potężny, że mieszkańcy Kanto uważali go za legendę, lecz ewolucja obeszła się z nim źle i spowszechniał.

Do poczekalni niby duch wigilijny teraźniejszości wpada rozwścieczona Misty ze spopielonym rowerem na plecach. Misty miota się od furii do troski, rozdarta między rowerem a rannym Pikachu. Ładna scena.

***

Jeszcze słowo na temat architektury Wertanii. Czasami mam nieodparte wrażenie, że w świecie Pokemon naprawdę nie ma żadnej edukacji i ludzie naprawdę tylko trenują pokemony, albo przynajmniej że Ash ma IQ w tamtejszej normie. Centrum Pokemon jest wielkie, WIELKIE, wielkie jak, nie przymierzając, Spodek Katowicki. Wokół tego bloki z płyty, do tego posterunek policji umieszczony niemal w szczerym polu. Wertania zaś nie ma szczęścia nie tylko do architektów urbanistów, lecz architektów w ogóle. Hol Centrum Pokemon zajmuje kawał powierzchni budynku, jest taki wielki i taki pusty.
Ale nie bójmy się tego powiedzieć, niezbadane są wyroki Boże. Gdyby hol był mniejszy, byłoby większe stężenie trującego gazu na m3, no i nie dałoby się w nim toczyć zażartej walki z zespołem R. Albowiem zespół R podlatuje balonem nad oszkloną część dachu (niewielkie pole wewnątrz litery „P”) i zrzuca na nią pokeballe, które tłuką szybę. Tak bandyci dostają się do środka i zaczyna się zadyma.
Wszystko aż do czrwonej kopuły to hol.
Mam ochotę wyć z rozpaczy nad ich normami BHP. Co jeżeli usiadłby na tym kawałku dachu jaki Fearow albo nie daj boziu byłaby wichura i miotło jakąś gałęzią, pokrywką od kosza na śmieci, CZYMKOLWIEK…?

Noale wracając do akcji! Bandyci dostają się do środka i zaczyna się zadyma. Ekans i Koffing wypełniają całe pomieszczenie Centrum dymem. Zespół R tajemniczo wyłania się z tego dymu i po raz pierwszy recytuje swoje nieśmiertelne motto - dym oczywiście rozwiewa się wraz z ostatnim wersem (ciężki trening procentuje idealnym timingiem, nie). Dobrzy bohaterowie jeszcze nie ogarniają napotkanego kuriozum, jednak Ash na wszelki wypadek woła, że podłe bandyty nie dostaną jego Pikachu. Zespół R oświadcza, że szuka tylko pokemonów rzadkich i wyjątkowych. Siostra Joy zauważa, że w centrum pokemon są pokemony chore i chyba pomylili miejsca. Zespół R się nie zraża.

Pada zasilanie. Siostra Joy nie traci zimnej krwi. Uruchamia alternatywne źródło elektryczności w postaci stada Pikachu ganiających po zmyślnym kołowrotku i przystępuje do transferu pokeballi do innej placówki. Pokeballe dematerializują się tu i materializują się w jakimś tam, taka technika.
Ash i Misty próbują odciągnąć Zespół R od transferu pokeballi. Ash wybiera randomowe pokeballe z półki, ale a to trafia pusty, a to jego wybory dają mizerne efekty. Dochodzi do pięknej sceny:
Misty: ja się nimi zajmę, ty zajmij się Pikachu.
Zespół R: jakież wielkie słowa z ust tak uroczej damy.
Misty: dziękuję za komplement.
Zespół R: ona myśli, że jest urocza. Zgadzam się, jest urocza. Żenująco urocza.
Misty: JA WAM POKAŻĘ!!111
*goldeen, goldeen-goldeen-goldeen-goldeen* po posadzce rzuca się ozdobna ryba. Zespołowi R rzędną miny. Wszyscy są sparaliżowani z szoku i konsternacji.
Misty, beztrosko: przecież wszyscy wiemy, że wodne pokemony nie mogą walczyć na lądzie? Koniec rozgrzewki.

Ash ucieka ze szpitalnym łóżkiem, na którym leży nieprzytomny Pikachu. Wywracają się o resztki roweru Misty porzucone w holu. Pikachu martwą podnosi powiekę, rzecze „pika pika” i z odsieczą przybywają inne Pikachu, na oko z kilkadziesiąt. Kładą się całą stertą na szpitalnym łożu i zgodnie jak jeden mąż rażą Zespół R prądem. Potem Ten Nasz Pikachu komunikuje Ashowi, że chce więcej mocy, Ash wówczas spostrzega, że dynamo zniszczonego roweru wciąż działa i dawaj, zaczyna pedałować. Pikachu lokuje się na rowerowej lampce, Ash pedałuje ile sił w nogach, a jako iż bohater jest nad wyraz energicznym dzieckiem, Pikachu dostaje energii w cholerę. Koffing z wrażenia wypuszcza z siebie jakiś łatwopalny toksyczny gaz i dochodzi do potężnej eksplozji i Centrum Pokemon wybucha eksplozją potężną jakby cała elektrownia wybuchała, nie Centrum Pokemon z powodu pojedynczego Pikachu.
Warty uwagi jest dramatyczny sposób nakręcenia sceny: wizualnie mamy zaciemniony ekran, ograniczenie kolorystyki do czerni i zimnej, jaskrawej żółci oraz podzielenie ekranu na ćwiartki z migawkami na rażenie prądem poszczególnych członków Zespołu R/mocarnego Pikachu, zaś dźwiękowo wrzaski bólu i skwierczenie prądu, a potem żwawy podkład muzyczny. Potem ujęcie na czarno-czerwony słup dymu, potem ujęcie na księżyc w pełni. Czysty kunszt filmowy!

W każdym razie tak dokonuje się historyczny moment. Zespół R - szybujący na tle księżyca w pełni, uwieszony liny poniżej kosza balonu – uznaje - być może pod wpływem elektrowstrząsów - że Pikachu Asha jest Pikachu Niezwykłym, cennym niczym sam boski Arceus. Od tej pory Jessie i James dołożą wszelkich starań, by ten ósmy cud świata zdobyć i dostarczyć Szefowi, a także staną się największymi przegranymi serii.
Po tej konstatacji następuje mój ulubiony motyw z „Pokemonów” - w balonie robi się dziura i Zespół R Znowu Błysnął gdzieś na rozgwieżdżonym niebie. Amen.

Ciekawostkowo załączam motto zespołu R po niemiecku, jest bardzo ładne. https://www.youtube.com/watch?v=Bzdf9Z6RJ94

***

Kocham podejście twórców anime do czasu antenowego. Serio. Jest unikatowe w skali światowej.
Sprytny trik nr 1: gdy skończyła się jedna przygoda, należy niezwłocznie zacząć kolejną, natychmiast. Nie pasuje klimatem? Jest bez związku? Wątek urywa się jak nożem uciął? Trzeba będzie ją przerwać dokładnie wtedy, kiedy kończy się czas przewidziany na jeden odcinek? Ojtam ojtam.

Ash i Misty idą do Wertańskiego Lasu. Misty umiera ze strachu, bo... zobaczyła Caterpie. Ash wyśmiewa ją za lęk przed robakami i łapie Caterpie w pokeballa.
Czy Ash złapał Caterpie w pokeballa, ach, dowiemy się w następnym odcinku!

***

Kto nie widział, musi obejrzeć.

środa, 11 lutego 2015

EP001: Pokémon! I Choose You! #Indigo League



W „Nowym wspaniałym świecie” jest gdzieś taka scena, jak Dzikus, jeszcze w rezerwacie, śpiewa przy pracy „A, B, C, witamina D, tłuszcz jest w wątrobie, tran wieloryb śle”, piosenkę wyniesioną z dzieciństwa. Trochę podobnie się zachowuję, gdy włączam pierwszy odcinek Pokemonów – po prostu go chłonę. Albowiem pierwszy odcinek Pokemonów jest skarbem dzieciństwa, nieomal świętością.

Oglądanie zaczynamy po polsku. https://www.youtube.com/watch?v=suqYxB3npCY

Pokemon odcinek pierwszy zaczyna się charakterystyczną muzyczką i walką Nidorino z Gengarem – jak odkryłam przedwczoraj, instalując Pokemon Blue z okazji pierwszej sesji – z gier. Muzyka i obraz z gier zamieniają się na właściwe anime, rzut kamery na bezcenne miny rozentuzjazmowanej publiki na mrocznym stadionie, komentator komentuje. „Nindorino rozpoczyna walkę od ataku rogiem, ale Gengar robi unik!!! Co się stało?! To hipnotyczna moc Gengara! Wygląda na to, że już koniec z Nindorino, chyba wszystko jasne! Zaczekajcie, trener wycofuje Nindorino,” – tu pokazana skąpana w mroku postać trenera Nindorino, pan z postury i ruchów jakby z Dragon Balla, w domyśle Bardzo Fajny – „jakiego pokemona użyje teraz? To jest Onix! Teraz ten gi-gan-tycz-ny pokemon atakuje, ale Gengar robi unik! Wspaniale dzisiaj porusza się Gengar!” Emocje sięgają zenitu. Prawdę mówiąc, to bardzo ładna, bardzo profesjonalna walka, na poziomie, którego długo nie uświadczymy w anime.
Wychodzimy z telewizora, obraz przenosi się na energicznie zakładane rękawiczki wgapionego wcześniej w telewizor Asha.
- Tak! Ja jestem Ash! – mówi Ash z  dziką determinacją w głosie.
- Ash jest chłopcem mieszkającym w mieście Alabastia – mówi narrator z pasją Głosu Z Dworca. Oglądamy pokój Asha: kołdra w pokeballe, temperówka-Poliwhirl, pluszowy Snorlax, dużo dużo innych gadżetów z pokemonami, globus (drodzy badacze świata Pokemon, zanotujcie w porę, że świat Pokemon jest kulą). Plakat z Charmanderem, Bulbasaurem i Squirtle’em na ścianie.
- A teraz, gdy skończyłem dziesięć lat, mogę dostać licencję Pokemon!
- Dziesięciolatki otrzymują pierwsze pokemony od profesora Oak, eksperta pokemonów – cierpliwie tłumaczy Głos z Dworca.
Ash w bojowym nastroju, na Kolorowym Tle Chwały, składa uroczyste oświadczenie dla wszystkich pokemonów świata, że będzie Mistrzem Pokemon, Mistrzem Pokemon, nim właśnie będzie. Z pełni chwały wybija go mama i przełącza program na audycję specjalną z profesorem Oakiem.
- Dobry wieczór wszystkim. Jutro wielki dzień dla nowych klas studentów Pokemon – mówi profesor Oak stojący na tle zdjęć starterów i dzierżący oburącz wskaźnik. W świecie Pokemon też mają lata 90-te. – Chciałbym przedstawić wam… oto Bulbasaur… Charmander… i Squirtle. Każdy z nich przeznaczony jest dla nowych kursantów. Którego ty wybierzesz? Któregokolwiek wybierzesz, ważne jest, żebyś zrozumiał jego charakter i pomógł mu rozwinąć jego specjalne siły.

Nie mam zielonego pojęcia, dlaczego akurat DZIESIĘCIOLATKI mają wyruszać SAME w szeroki świat pełen chociażby niebezpiecznych stworzeń, natomiast z autopsji powiem wam, że przynajmniej nie trzeba wybierać między karierą Mistrza Pokemon a listem z Hogwartu. Niemniej creepy jest fakt, że dziesięcioletni Ash wcale nie wyrusza na w podróż w drodze wyjątku (od ustawy lub od praktyki, ganz egal), tylko że mamy do czynienia z powszechnie uznaną normą, zdaje się że, jak się dowiemy za chwilę, także urzędowo.
Zastanawiało mnie też zawsze, czemu profesor Oak tylokrotnie wymieniony jest imiennie jako źródło pierwszych pokemonów, ale w sumie łaj not? Po przemyśleniu tematu uznałam, że Głos z Dworca jest narratorem na odwal się (gdyż mimo prób nie mogę dopasować go do tradycyjnych typów narracji – ani on personalny, ani obiektywny wszechwiedzący) i głoszone treści odnoszą się tylko do sytuacji Asha, zaś niezależnie od tego profesor Oak ze względu na swoją sławę może być telewizyjnym ekspertem. Przecież to niedorzeczne, żeby tylko on jeden dawał licencje i pierwsze poki, no!
Aczkolwiek przez całą pierwszą serię nic nie wskazuje, że jest inaczej.

Ashowi śnią się startery i rozważa przez sen, którego wybierze. Bulbasaur, Squirtle, Charmander? Charmander, Squirtle, Bulbasaur? Niestety, Ash dochodzi do konkluzji dopiero o jedenastej rano, w ciągu nocy rozbijając pokeballokształtny budzik. Widzowie nadal nie wiedzą ki czort te bulbasaury i charmandery, natomiast już rozumieją, że fajnie mieć wszystkie.
Ash biegnie w piżamie do laboratorium profesora Oaka. Pod laboratorium czeka tłum, cheerleaderki skandują „Ga-ry Ga-ry to nasz as! Nie za-wie-dzie żad-nej z nas”. Ash (w piżamie) przepycha się przez tłum, przewraca się i dochodzi do kompromitującej sceny, kiedy klęczy (w piżamie) przed Garym, a Gary pogardza nim z wysokości („dla ciebie pan Gary! Okaż trochę szacunku!”, „ofiaro”, „dostałem od profesora Oak najlepszego pokemona” – Gary to jego wnuczek) i nie zdradza Ashowi, co wybrał. Cheerleaderki przyklaskują temu zachowaniu jak tresowane foki, zebrani dorośli są zachwyceni. Gary wygłasza nadętą przemowę, wsiada do kabrioletu z kierowcą i odjeżdża. Jeżeli potraktujemy anime jak opko, to Gary (Stu) jest takim męskim odpowiednikiem złej Barbie z dekoltem na naramkach.

Powiem wam od razu, iż profesor Oak jest dla mnie postacią kontrowersyjną lvl Dumbledore.
- Profesor Oak? Gdzie jest mój pokemon? – pyta Ash (w piżamie) trzęsący się jeszcze ze złości po tym, jak potraktował go Gary Oak.
- Twój pokemon…?
- Tak, jestem gotowy!
- Wyglądasz jakbyś wybierał się do łóżka, nie na trening pokemon… Mam nadzieję, że nie chcesz rozpoczynać treningu w piżamie.
Idą do laboratorium. Otwiera się szkiełko osłaniające pokeballe. Ash z trudem dokonuje wyboru, niemal trzęsą mu się ręce, rozemocjonowanym głosem, czując doniosłość chwili, wybiera… Squirtle’a! A pokeball jest pusty – profesor Oak ze stoickim spokojem stwierdza, że jak się Ash spóźnił, to tak ma. No cóż, Ash się nie zniechęca, Bulbasaur! Znowu to samo, pusty pokeball, profesor wytykający Ashowi spóźnienie. Charmander! – i to samo po raz trzeci. Nie wiem, ja tu widzę niepotrzebne drażnienie się z przejętym dzieciakiem? Na szczęście serce profesora Oaka kruszeje wobec lamentu Asha, profesor wyciąga czwarty pokeball.
Tak, Pikachu.
- Tylko powinienem cię ostrzec. Jest pewien problem z tym ostatnim. Zobaczysz.
Słowa profesora są nad wyraz enigmatyczne i imho nie zawierają ostrzeżenia, że Pikachu jest skory do rażenia prądem z byle powodu i bynajmniej nie jest skłonny się zaprzyjaźniać ze swoim trenerem. Więc Ash bierze Pikachu na ręce, a Pikachu razi go prądem. Kilkukrotnie.
Przed wyjściem z laboratorium czeka na Asha (wciąż w piżamie) żenujący komitet powitalny tłukący w garnki, mama wybebesza ciuchy i bieliznę z plecaka Asha, Pikachu nie daje się złapać do pokeballa, profesor Oak nie komentuje, zdaniem mamy Asha „Pikachu jest jakiś dziwny”, wszyscy padają porażeni prądem, kurtyna.

Tutaj refleksja. Albo profesor Oak oszukał innych trenerów i faktycznie zostawił najlepszego pokemona dla Gary’ego, albo Gary wziął, co było, skoro przyszedł przedostatni. Poza tym fascynuje mnie, co trzeba zrobić, żeby dostać pokemona. Według anime wystarczy przyjść odpowiednio wcześnie. W sumie… Alabastia jest małym miasteczkiem (żeby nie powiedzieć: wioską), więc dziesięciolatków nie ma zbyt wiele. Do wątku licencji Pokemon jeszcze wrócimy.

***

Początek przygody Asha nie jest zbyt ciekawy do opowiadania, chociaż ogląda się fajnie.
W skrócie: niechęć Pikachu do Asha prowadzi do wpakowania się obu w niemałe kłopoty, następnie ratują sobie nawzajem życie, co daje podwaliny pod przyjaźń forever.
Niemałe kłopoty wyglądają tak, że Asha i Pikachu atakuje stado Spearow, gdyż Ash rzucił w jednego Spearow kamieniem, gdyż pomylił go z Pidgeyem, gdyż na początku chciał złapać Pidgeya na własną rękę, gdyż Pikachu nie kwapił się pomóc swojemu trenerowi. Pikachu i Ash uciekają do rzeki i płyną długo długo pod wodą (to ma wielki sens, nieprawdaż), aż łapie ich na wędkę niejaka Misty. Misty ochrzania Asha za złe traktowanie Pikachu i nakazuje niezwłocznie udać się do szpitala dla pokemonów. Stado Spearow wraca. Ash kradnie rower Misty, ładuje Pikachu do koszyka i jadą w kierunku wskazanym przez Misty.
Zaczyna się burza. Smugi deszczu zamieniają leśny dukt w błoto, rower przewraca się po zjechaniu ze skarpy. Muzyka zmienia się na liryczną. Ash rozpaczliwie błaga Pikachu o powrót do pokeballa i osłania swojego pokemona, sam wystawiając się na pastwę Spearow. Patetyczna przemowa - „jestem Ash Ketchum z miasta Alabastia, zobaczysz, Spearow, z kim zadarłeś”. Uderza piorun. Obraz zmienia się w biało-granatową grafikę (to perspektywa Spearow, który, czego nie napisałam wcześniej, nie widzi kolorów), animacja zwalnia do kilku klatek i w takich warunkach Pikachu wspina się po plecach Asha, żeby stawić czoło zagrożeniu. Moc pioruna wzmacnia moc Pikachu, dochodzi do potężnego wyładowania, nawet burza ustaje.
Rower jest spopielony, Ash nie. Nad tęczą przelatuje Ho-Oh. Pokedex nie umie zidentyfikować tego legendarnego pokemona z regionu Johto - „brak danych. To jest podobne do pokemona, ale musi zostać zidentyfikowane.”



Aha, odcinek uczy, że wszystkie pokemony umieją mówić wyłącznie swoje imię, że można złapać tylko pokemona zmęczonego walką, wreszcie że pokemony trza trzymać w pokeballach, ale niektóre nie lubią, to tych nie trza.

Każdy szanujący się recenzent napisałby, że u Hitchcocka zaczyna się trzęsieniem ziemi, a potem napięcie wciąż rośnie. Ja tak nie napiszę. Przygotujcie się na to, że nie ważne, czy będziemy świadkami zawalenia się tamy, katastrofy statku czy pokazów cyrkowych, nigdy nie będzie ani bardziej emocjonująco, niż gdy akcja dotyczy relacji Ash-Pikachu, ani mniej dramatycznie.

***

/Edit:


***

Kto nie widział, musi obejrzeć.