środa, 11 lutego 2015

EP001: Pokémon! I Choose You! #Indigo League



W „Nowym wspaniałym świecie” jest gdzieś taka scena, jak Dzikus, jeszcze w rezerwacie, śpiewa przy pracy „A, B, C, witamina D, tłuszcz jest w wątrobie, tran wieloryb śle”, piosenkę wyniesioną z dzieciństwa. Trochę podobnie się zachowuję, gdy włączam pierwszy odcinek Pokemonów – po prostu go chłonę. Albowiem pierwszy odcinek Pokemonów jest skarbem dzieciństwa, nieomal świętością.

Oglądanie zaczynamy po polsku. https://www.youtube.com/watch?v=suqYxB3npCY

Pokemon odcinek pierwszy zaczyna się charakterystyczną muzyczką i walką Nidorino z Gengarem – jak odkryłam przedwczoraj, instalując Pokemon Blue z okazji pierwszej sesji – z gier. Muzyka i obraz z gier zamieniają się na właściwe anime, rzut kamery na bezcenne miny rozentuzjazmowanej publiki na mrocznym stadionie, komentator komentuje. „Nindorino rozpoczyna walkę od ataku rogiem, ale Gengar robi unik!!! Co się stało?! To hipnotyczna moc Gengara! Wygląda na to, że już koniec z Nindorino, chyba wszystko jasne! Zaczekajcie, trener wycofuje Nindorino,” – tu pokazana skąpana w mroku postać trenera Nindorino, pan z postury i ruchów jakby z Dragon Balla, w domyśle Bardzo Fajny – „jakiego pokemona użyje teraz? To jest Onix! Teraz ten gi-gan-tycz-ny pokemon atakuje, ale Gengar robi unik! Wspaniale dzisiaj porusza się Gengar!” Emocje sięgają zenitu. Prawdę mówiąc, to bardzo ładna, bardzo profesjonalna walka, na poziomie, którego długo nie uświadczymy w anime.
Wychodzimy z telewizora, obraz przenosi się na energicznie zakładane rękawiczki wgapionego wcześniej w telewizor Asha.
- Tak! Ja jestem Ash! – mówi Ash z  dziką determinacją w głosie.
- Ash jest chłopcem mieszkającym w mieście Alabastia – mówi narrator z pasją Głosu Z Dworca. Oglądamy pokój Asha: kołdra w pokeballe, temperówka-Poliwhirl, pluszowy Snorlax, dużo dużo innych gadżetów z pokemonami, globus (drodzy badacze świata Pokemon, zanotujcie w porę, że świat Pokemon jest kulą). Plakat z Charmanderem, Bulbasaurem i Squirtle’em na ścianie.
- A teraz, gdy skończyłem dziesięć lat, mogę dostać licencję Pokemon!
- Dziesięciolatki otrzymują pierwsze pokemony od profesora Oak, eksperta pokemonów – cierpliwie tłumaczy Głos z Dworca.
Ash w bojowym nastroju, na Kolorowym Tle Chwały, składa uroczyste oświadczenie dla wszystkich pokemonów świata, że będzie Mistrzem Pokemon, Mistrzem Pokemon, nim właśnie będzie. Z pełni chwały wybija go mama i przełącza program na audycję specjalną z profesorem Oakiem.
- Dobry wieczór wszystkim. Jutro wielki dzień dla nowych klas studentów Pokemon – mówi profesor Oak stojący na tle zdjęć starterów i dzierżący oburącz wskaźnik. W świecie Pokemon też mają lata 90-te. – Chciałbym przedstawić wam… oto Bulbasaur… Charmander… i Squirtle. Każdy z nich przeznaczony jest dla nowych kursantów. Którego ty wybierzesz? Któregokolwiek wybierzesz, ważne jest, żebyś zrozumiał jego charakter i pomógł mu rozwinąć jego specjalne siły.

Nie mam zielonego pojęcia, dlaczego akurat DZIESIĘCIOLATKI mają wyruszać SAME w szeroki świat pełen chociażby niebezpiecznych stworzeń, natomiast z autopsji powiem wam, że przynajmniej nie trzeba wybierać między karierą Mistrza Pokemon a listem z Hogwartu. Niemniej creepy jest fakt, że dziesięcioletni Ash wcale nie wyrusza na w podróż w drodze wyjątku (od ustawy lub od praktyki, ganz egal), tylko że mamy do czynienia z powszechnie uznaną normą, zdaje się że, jak się dowiemy za chwilę, także urzędowo.
Zastanawiało mnie też zawsze, czemu profesor Oak tylokrotnie wymieniony jest imiennie jako źródło pierwszych pokemonów, ale w sumie łaj not? Po przemyśleniu tematu uznałam, że Głos z Dworca jest narratorem na odwal się (gdyż mimo prób nie mogę dopasować go do tradycyjnych typów narracji – ani on personalny, ani obiektywny wszechwiedzący) i głoszone treści odnoszą się tylko do sytuacji Asha, zaś niezależnie od tego profesor Oak ze względu na swoją sławę może być telewizyjnym ekspertem. Przecież to niedorzeczne, żeby tylko on jeden dawał licencje i pierwsze poki, no!
Aczkolwiek przez całą pierwszą serię nic nie wskazuje, że jest inaczej.

Ashowi śnią się startery i rozważa przez sen, którego wybierze. Bulbasaur, Squirtle, Charmander? Charmander, Squirtle, Bulbasaur? Niestety, Ash dochodzi do konkluzji dopiero o jedenastej rano, w ciągu nocy rozbijając pokeballokształtny budzik. Widzowie nadal nie wiedzą ki czort te bulbasaury i charmandery, natomiast już rozumieją, że fajnie mieć wszystkie.
Ash biegnie w piżamie do laboratorium profesora Oaka. Pod laboratorium czeka tłum, cheerleaderki skandują „Ga-ry Ga-ry to nasz as! Nie za-wie-dzie żad-nej z nas”. Ash (w piżamie) przepycha się przez tłum, przewraca się i dochodzi do kompromitującej sceny, kiedy klęczy (w piżamie) przed Garym, a Gary pogardza nim z wysokości („dla ciebie pan Gary! Okaż trochę szacunku!”, „ofiaro”, „dostałem od profesora Oak najlepszego pokemona” – Gary to jego wnuczek) i nie zdradza Ashowi, co wybrał. Cheerleaderki przyklaskują temu zachowaniu jak tresowane foki, zebrani dorośli są zachwyceni. Gary wygłasza nadętą przemowę, wsiada do kabrioletu z kierowcą i odjeżdża. Jeżeli potraktujemy anime jak opko, to Gary (Stu) jest takim męskim odpowiednikiem złej Barbie z dekoltem na naramkach.

Powiem wam od razu, iż profesor Oak jest dla mnie postacią kontrowersyjną lvl Dumbledore.
- Profesor Oak? Gdzie jest mój pokemon? – pyta Ash (w piżamie) trzęsący się jeszcze ze złości po tym, jak potraktował go Gary Oak.
- Twój pokemon…?
- Tak, jestem gotowy!
- Wyglądasz jakbyś wybierał się do łóżka, nie na trening pokemon… Mam nadzieję, że nie chcesz rozpoczynać treningu w piżamie.
Idą do laboratorium. Otwiera się szkiełko osłaniające pokeballe. Ash z trudem dokonuje wyboru, niemal trzęsą mu się ręce, rozemocjonowanym głosem, czując doniosłość chwili, wybiera… Squirtle’a! A pokeball jest pusty – profesor Oak ze stoickim spokojem stwierdza, że jak się Ash spóźnił, to tak ma. No cóż, Ash się nie zniechęca, Bulbasaur! Znowu to samo, pusty pokeball, profesor wytykający Ashowi spóźnienie. Charmander! – i to samo po raz trzeci. Nie wiem, ja tu widzę niepotrzebne drażnienie się z przejętym dzieciakiem? Na szczęście serce profesora Oaka kruszeje wobec lamentu Asha, profesor wyciąga czwarty pokeball.
Tak, Pikachu.
- Tylko powinienem cię ostrzec. Jest pewien problem z tym ostatnim. Zobaczysz.
Słowa profesora są nad wyraz enigmatyczne i imho nie zawierają ostrzeżenia, że Pikachu jest skory do rażenia prądem z byle powodu i bynajmniej nie jest skłonny się zaprzyjaźniać ze swoim trenerem. Więc Ash bierze Pikachu na ręce, a Pikachu razi go prądem. Kilkukrotnie.
Przed wyjściem z laboratorium czeka na Asha (wciąż w piżamie) żenujący komitet powitalny tłukący w garnki, mama wybebesza ciuchy i bieliznę z plecaka Asha, Pikachu nie daje się złapać do pokeballa, profesor Oak nie komentuje, zdaniem mamy Asha „Pikachu jest jakiś dziwny”, wszyscy padają porażeni prądem, kurtyna.

Tutaj refleksja. Albo profesor Oak oszukał innych trenerów i faktycznie zostawił najlepszego pokemona dla Gary’ego, albo Gary wziął, co było, skoro przyszedł przedostatni. Poza tym fascynuje mnie, co trzeba zrobić, żeby dostać pokemona. Według anime wystarczy przyjść odpowiednio wcześnie. W sumie… Alabastia jest małym miasteczkiem (żeby nie powiedzieć: wioską), więc dziesięciolatków nie ma zbyt wiele. Do wątku licencji Pokemon jeszcze wrócimy.

***

Początek przygody Asha nie jest zbyt ciekawy do opowiadania, chociaż ogląda się fajnie.
W skrócie: niechęć Pikachu do Asha prowadzi do wpakowania się obu w niemałe kłopoty, następnie ratują sobie nawzajem życie, co daje podwaliny pod przyjaźń forever.
Niemałe kłopoty wyglądają tak, że Asha i Pikachu atakuje stado Spearow, gdyż Ash rzucił w jednego Spearow kamieniem, gdyż pomylił go z Pidgeyem, gdyż na początku chciał złapać Pidgeya na własną rękę, gdyż Pikachu nie kwapił się pomóc swojemu trenerowi. Pikachu i Ash uciekają do rzeki i płyną długo długo pod wodą (to ma wielki sens, nieprawdaż), aż łapie ich na wędkę niejaka Misty. Misty ochrzania Asha za złe traktowanie Pikachu i nakazuje niezwłocznie udać się do szpitala dla pokemonów. Stado Spearow wraca. Ash kradnie rower Misty, ładuje Pikachu do koszyka i jadą w kierunku wskazanym przez Misty.
Zaczyna się burza. Smugi deszczu zamieniają leśny dukt w błoto, rower przewraca się po zjechaniu ze skarpy. Muzyka zmienia się na liryczną. Ash rozpaczliwie błaga Pikachu o powrót do pokeballa i osłania swojego pokemona, sam wystawiając się na pastwę Spearow. Patetyczna przemowa - „jestem Ash Ketchum z miasta Alabastia, zobaczysz, Spearow, z kim zadarłeś”. Uderza piorun. Obraz zmienia się w biało-granatową grafikę (to perspektywa Spearow, który, czego nie napisałam wcześniej, nie widzi kolorów), animacja zwalnia do kilku klatek i w takich warunkach Pikachu wspina się po plecach Asha, żeby stawić czoło zagrożeniu. Moc pioruna wzmacnia moc Pikachu, dochodzi do potężnego wyładowania, nawet burza ustaje.
Rower jest spopielony, Ash nie. Nad tęczą przelatuje Ho-Oh. Pokedex nie umie zidentyfikować tego legendarnego pokemona z regionu Johto - „brak danych. To jest podobne do pokemona, ale musi zostać zidentyfikowane.”



Aha, odcinek uczy, że wszystkie pokemony umieją mówić wyłącznie swoje imię, że można złapać tylko pokemona zmęczonego walką, wreszcie że pokemony trza trzymać w pokeballach, ale niektóre nie lubią, to tych nie trza.

Każdy szanujący się recenzent napisałby, że u Hitchcocka zaczyna się trzęsieniem ziemi, a potem napięcie wciąż rośnie. Ja tak nie napiszę. Przygotujcie się na to, że nie ważne, czy będziemy świadkami zawalenia się tamy, katastrofy statku czy pokazów cyrkowych, nigdy nie będzie ani bardziej emocjonująco, niż gdy akcja dotyczy relacji Ash-Pikachu, ani mniej dramatycznie.

***

/Edit:


***

Kto nie widział, musi obejrzeć.

7 komentarzy:

  1. Okej, po pierwsze - przez ciebie nabieram ochoty na napisanie jakiejś noci o Pokemonach. Shame on you.

    Oglądałam ten odcinek ponownie jakiś czas temu, kiedy próbowałam przekonać młodszą siostrę, że Poki są fajne i warto je oglądać. Jest tak uroczo wuteefny i przedramatyzowany, ach. Rozdawanie Poków jest pozbawione jakiegokolwiek sensu, wciąż nie rozumiem, jak właściwie to wygląda.

    O, jeszcze taka uwaga. Może odpuścić sobie cytowanie znacznej części dialogów tak dokładnie? Wydaje mi się to niepotrzebne, chociaż może to dlatego, że właściwie znam ten odcinek na pamięć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za komcia, Gauleiterze!
      Rozdawanie poków to szeroki temat umykający wszelkiej logice, aczkolwiek po uważnym obejrzeniu miliarda odcinków zaczyna się z tego wyłaniać jakiś system, także wszystko w swoim czasie. I tak wygrał profesor Sycamore z podejściem "jak ci się podoba, to se weź".

      W następnych odcinkach zamierzam cytować mniej. Zauważ, że pierwszy odcinek jest a) w dużej mierze gadany, b) taki kultowy jakiś. Z jednej strony dramatyzm jest tutaj głównie budowany przez dialogi, a z drugiej strony część cytatów jest bardziej nośna niż streszczenie.

      Usuń
  2. Asgfa, czuję że to będzie mój ulubiony blogaś na świecie! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Tutaj po raz pierwszy widzimy kontrast między Ashem, a Redem z Adventure - ten drugi jest jednak całkiem kompetentnym dzieciakiem, który zna się na tym, co robi. Po drugie - pewnie wszyscy fani Pokemonów znają teorię Wielkiej Wojny, która spustoszyła Kanto nie tak dawno temu, a która ma tłumaczyć m.in. tak dużą samodzielność dziesięciolatków i nieobecność ojca głównego bohatera (zwracam uwagę, że tylko protagonista gier z Hoenn ma pełną rodzinę).

    Gary najprawdopodobniej dostał Eevee. Byłoby to kompatybilne z wersją Yellow gry oraz sugestią w późniejszych odcinkach - po fillearch w Lidze Pomarańczowej Gary spuszcza Ashowi łomot właśnie przypakowanym Eevee, a później w serii Johto ma Umbreona.

    Pisząc jeszcze o pierwszym odcinku Pokemonów nie można zapomnieć o jednym - o świetnej, wpadającej w ucho czołówce.

    Galnea

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po kolei.

      Uwielbiam Teorię Wielkiej Wojny. Tłumaczy ona bardzo dużo: wyludnienie regionu, zapaść gospodarczą i ekonomiczną, strukturę demograficzną, małą ilość wykwalifikowanego personelu, różnice miedzy postępem techniki okołopokemonowej a postępem techniki "cywilnej", odcięcie Kanto od reszty świata i brak przepływu pokemonów z innych regionów. Jak dla mnie tłumaczy ona nawet powstanie cuda na kiju, jakim jest anime - chciałam napisać o tym za kilka odcinków - osobiście wierzę, że jest ono robione na odwal się przez jakichś propagandzistów z realnego Świata Pokemon (mangi, gier - tam świat przedstawiony trzyma się kupy).
      Jednakże Teoria Wielkiej Wojny nijak nie tłumaczy mi cenzusu lat dziesięciu. Nie sądzisz, że w takich okolicznościach wskazana byłaby raczej szczególna troska o dzieci, przyszłość społeczeństwa? Albo że pomoc dzieci byłaby niezbędna ze względu na braki ludnościowe? Dziesięciolatki mogą być samodzielne i mogą dać sobie radę z podróżą, ale wysyłanie ich w podróż DLA SŁAWY (oczywiście można szukać mądrzejszych powodów, można znaleźć mądrzejsze powody, ale taką wersję proponuje anime) jest głupie i bezsensowne.

      "Gary najprawdopodobniej dostał Eevee."
      1. Gary jeszcze w Indigo League ma Squirtle'a.
      2. Z Alabastii wyruszyło czterech trenerów, więc musiały być rozdane trzy startery.
      Aczkolwiek okoliczności zdobycia Eevee są nieznane, zatem Oak mógł mu dać tego Eevee później albo gratisowo. Oak nie ogarnia, co znaczy słowo "faworyzować".

      Osobiście najbardziej lubię Johto, ale obiektywnie patrząc, pierwsza czołówka jest najciekawiej skomponowana ze wszystkich, tru. No i skarb dzieciństwa.

      Usuń
  4. Sprawdziłam na Bulbapedii i faktycznie - mój błąd. Gary zaczynał od Squirtle'a.

    Może liczą na to, że z dziesięciolatków w przyszłości wyrosną superżołnierze, zdolni powalać za pomocą wytrenowanych Pokemonów wrogie armie? A sława (i pieniądze) mają je motywować do pracy? Nie, to dalej bez sensu.

    W ogóle podejście do dzieci jest specyficzne w tym uniwersum. W grach i mandze niby są jakieś szkoły, ale prawdopodobnie nie są obowiązkowe (np. Sapphire ma problemy z czytaniem). Poza tym przynajmniej część dzieciaków zostaje przy Gymach, gdzie trenują pod okiem Lidera (który swoją drogą też nie musi być bardzo dorosły). Inna sprawa, że moim zdaniem bohaterowie niespecjalnie zachowują się jak dziesięciolatki.

    Galnea

    OdpowiedzUsuń
  5. Cześć!
    Jak ja się cieszę, ze oglądałem to mając 6-8 lat, bo to polubiłem. Faktycznie trochę to dziwne, że nie ma jasnego wytłumaczenia na samym początku po co nam ten starter i co nam daje wybranie jakiegoś. Brakuje chyba takiego mocnego wstępu. Ale na szczęście dzieci są jak gąbka i nie analizują tylko chłoną :D.
    Co do tych 10 lat, każdy to powie:"wierd". Sam fakt, że psychika takiego dziecka się kształtuje podczas podróży, kiedy jest sam w lesie i ogólnie jeszcze przerażająca. Nie mówiąc o tym, że przecież dziecko napotyka na złoczyńców w stylu zespół R, ciekawi mnie, jakim cudem wychodzą na takich porządnych ludzi. I czemu czasami inne dzieci są liderami stadionu(co chyba nigdy nie było wyjaśnione, co trzeba zrobić żeby być liderem).

    Pozdrawiam ;)
    P.S. dodałem cię do linków http://pokemon-jd.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń