W „Nowym wspaniałym świecie” jest gdzieś taka scena, jak
Dzikus, jeszcze w rezerwacie, śpiewa przy pracy „A, B, C, witamina D, tłuszcz
jest w wątrobie, tran wieloryb śle”, piosenkę wyniesioną z dzieciństwa. Trochę
podobnie się zachowuję, gdy włączam pierwszy odcinek Pokemonów – po prostu go
chłonę. Albowiem pierwszy odcinek Pokemonów jest skarbem dzieciństwa, nieomal
świętością.
Oglądanie zaczynamy po polsku. https://www.youtube.com/watch?v=suqYxB3npCY
Pokemon odcinek pierwszy zaczyna się charakterystyczną
muzyczką i walką Nidorino z Gengarem – jak odkryłam przedwczoraj, instalując
Pokemon Blue z okazji pierwszej sesji – z gier. Muzyka i obraz z gier
zamieniają się na właściwe anime, rzut kamery na bezcenne miny
rozentuzjazmowanej publiki na mrocznym stadionie, komentator komentuje.
„Nindorino rozpoczyna walkę od ataku rogiem, ale Gengar robi unik!!! Co się
stało?! To hipnotyczna moc Gengara! Wygląda na to, że już koniec z Nindorino,
chyba wszystko jasne! Zaczekajcie, trener wycofuje Nindorino,” – tu pokazana
skąpana w mroku postać trenera Nindorino, pan z postury i ruchów jakby z Dragon
Balla, w domyśle Bardzo Fajny – „jakiego pokemona użyje teraz? To jest Onix!
Teraz ten gi-gan-tycz-ny pokemon atakuje, ale Gengar robi unik! Wspaniale
dzisiaj porusza się Gengar!” Emocje sięgają zenitu. Prawdę mówiąc, to bardzo
ładna, bardzo profesjonalna walka, na poziomie, którego długo nie uświadczymy w
anime.
Wychodzimy z telewizora, obraz przenosi się na energicznie
zakładane rękawiczki wgapionego wcześniej w telewizor Asha.
- Tak! Ja jestem Ash! – mówi Ash z dziką determinacją w głosie.
- Ash jest chłopcem mieszkającym w mieście Alabastia – mówi
narrator z pasją Głosu Z Dworca. Oglądamy pokój Asha: kołdra w pokeballe,
temperówka-Poliwhirl, pluszowy Snorlax, dużo dużo innych gadżetów z pokemonami,
globus (drodzy badacze świata Pokemon, zanotujcie w porę, że świat Pokemon jest
kulą). Plakat z Charmanderem, Bulbasaurem i Squirtle’em na ścianie.
- A teraz, gdy skończyłem dziesięć lat, mogę dostać licencję
Pokemon!
- Dziesięciolatki otrzymują pierwsze pokemony od profesora
Oak, eksperta pokemonów – cierpliwie tłumaczy Głos z Dworca.
Ash w bojowym nastroju, na Kolorowym Tle Chwały, składa
uroczyste oświadczenie dla wszystkich pokemonów świata, że będzie Mistrzem
Pokemon, Mistrzem Pokemon, nim właśnie będzie. Z pełni chwały wybija go mama i
przełącza program na audycję specjalną z profesorem Oakiem.
- Dobry wieczór wszystkim. Jutro wielki dzień dla nowych
klas studentów Pokemon – mówi profesor Oak stojący na tle zdjęć starterów i
dzierżący oburącz wskaźnik. W świecie Pokemon też mają lata 90-te. – Chciałbym
przedstawić wam… oto Bulbasaur… Charmander… i Squirtle. Każdy z nich
przeznaczony jest dla nowych kursantów. Którego ty wybierzesz? Któregokolwiek
wybierzesz, ważne jest, żebyś zrozumiał jego charakter i pomógł mu rozwinąć
jego specjalne siły.
Nie mam zielonego pojęcia, dlaczego akurat DZIESIĘCIOLATKI
mają wyruszać SAME w szeroki świat pełen chociażby niebezpiecznych stworzeń,
natomiast z autopsji powiem wam, że przynajmniej nie trzeba wybierać między
karierą Mistrza Pokemon a listem z Hogwartu. Niemniej creepy jest fakt, że
dziesięcioletni Ash wcale nie wyrusza na w podróż w drodze wyjątku (od ustawy
lub od praktyki, ganz egal), tylko że mamy do czynienia z powszechnie uznaną
normą, zdaje się że, jak się dowiemy za chwilę, także urzędowo.
Zastanawiało mnie też zawsze, czemu profesor Oak tylokrotnie
wymieniony jest imiennie jako źródło pierwszych pokemonów, ale w sumie łaj not?
Po przemyśleniu tematu uznałam, że Głos z Dworca jest narratorem na odwal się
(gdyż mimo prób nie mogę dopasować go do tradycyjnych typów narracji – ani on
personalny, ani obiektywny wszechwiedzący) i głoszone treści odnoszą się tylko
do sytuacji Asha, zaś niezależnie od tego profesor Oak ze względu na swoją
sławę może być telewizyjnym ekspertem. Przecież to niedorzeczne, żeby tylko on
jeden dawał licencje i pierwsze poki, no!
Aczkolwiek przez całą pierwszą serię nic nie wskazuje, że
jest inaczej.
Ashowi śnią się startery i rozważa przez sen, którego wybierze.
Bulbasaur, Squirtle, Charmander?
Charmander, Squirtle, Bulbasaur? Niestety, Ash dochodzi do konkluzji
dopiero o jedenastej rano, w ciągu nocy rozbijając pokeballokształtny budzik.
Widzowie nadal nie wiedzą ki czort te bulbasaury i charmandery, natomiast już
rozumieją, że fajnie mieć wszystkie.
Ash biegnie w piżamie do laboratorium profesora Oaka. Pod
laboratorium czeka tłum, cheerleaderki skandują „Ga-ry Ga-ry to nasz as! Nie
za-wie-dzie żad-nej z nas”. Ash (w piżamie) przepycha się przez tłum, przewraca
się i dochodzi do kompromitującej sceny, kiedy klęczy (w piżamie) przed Garym,
a Gary pogardza nim z wysokości („dla ciebie pan Gary! Okaż trochę szacunku!”,
„ofiaro”, „dostałem od profesora Oak najlepszego pokemona” – Gary to jego
wnuczek) i nie zdradza Ashowi, co wybrał. Cheerleaderki przyklaskują temu
zachowaniu jak tresowane foki, zebrani dorośli są zachwyceni. Gary wygłasza
nadętą przemowę, wsiada do kabrioletu z kierowcą i odjeżdża. Jeżeli
potraktujemy anime jak opko, to Gary (Stu) jest takim męskim odpowiednikiem
złej Barbie z dekoltem na naramkach.
Powiem wam od razu, iż profesor Oak jest dla mnie postacią
kontrowersyjną lvl Dumbledore.
- Profesor Oak? Gdzie jest mój pokemon? – pyta Ash (w
piżamie) trzęsący się jeszcze ze złości po tym, jak potraktował go Gary Oak.
- Twój pokemon…?
- Tak, jestem gotowy!
- Wyglądasz jakbyś wybierał się do łóżka, nie na trening
pokemon… Mam nadzieję, że nie chcesz rozpoczynać treningu w piżamie.
Idą do laboratorium. Otwiera się szkiełko osłaniające
pokeballe. Ash z trudem dokonuje wyboru, niemal trzęsą mu się ręce,
rozemocjonowanym głosem, czując doniosłość chwili, wybiera… Squirtle’a! A
pokeball jest pusty – profesor Oak ze stoickim spokojem stwierdza, że jak się
Ash spóźnił, to tak ma. No cóż, Ash się nie zniechęca, Bulbasaur! Znowu to
samo, pusty pokeball, profesor wytykający Ashowi spóźnienie. Charmander! – i to
samo po raz trzeci. Nie wiem, ja tu widzę niepotrzebne drażnienie się z
przejętym dzieciakiem? Na szczęście serce profesora Oaka kruszeje wobec lamentu
Asha, profesor wyciąga czwarty pokeball.
Tak, Pikachu.
- Tylko powinienem cię ostrzec. Jest pewien problem z tym
ostatnim. Zobaczysz.
Słowa profesora są nad wyraz enigmatyczne i imho nie
zawierają ostrzeżenia, że Pikachu jest skory do rażenia prądem z byle powodu i
bynajmniej nie jest skłonny się zaprzyjaźniać ze swoim trenerem. Więc Ash
bierze Pikachu na ręce, a Pikachu razi go prądem. Kilkukrotnie.
Przed wyjściem z laboratorium czeka na Asha (wciąż w
piżamie) żenujący komitet powitalny tłukący w garnki, mama wybebesza ciuchy i
bieliznę z plecaka Asha, Pikachu nie daje się złapać do pokeballa, profesor Oak
nie komentuje, zdaniem mamy Asha „Pikachu jest jakiś dziwny”, wszyscy padają
porażeni prądem, kurtyna.
Tutaj refleksja. Albo profesor Oak oszukał innych trenerów i
faktycznie zostawił najlepszego pokemona dla Gary’ego, albo Gary wziął, co
było, skoro przyszedł przedostatni. Poza tym fascynuje mnie, co trzeba zrobić,
żeby dostać pokemona. Według anime wystarczy przyjść odpowiednio wcześnie. W
sumie… Alabastia jest małym miasteczkiem (żeby nie powiedzieć: wioską), więc dziesięciolatków
nie ma zbyt wiele. Do wątku licencji Pokemon jeszcze wrócimy.
***
Początek przygody Asha nie jest zbyt ciekawy do opowiadania,
chociaż ogląda się fajnie.
W skrócie: niechęć Pikachu do Asha prowadzi do wpakowania się
obu w niemałe kłopoty, następnie ratują sobie nawzajem życie, co daje podwaliny
pod przyjaźń forever.
Niemałe kłopoty wyglądają tak, że Asha i Pikachu atakuje
stado Spearow, gdyż Ash rzucił w jednego Spearow kamieniem, gdyż pomylił go z
Pidgeyem, gdyż na początku chciał złapać Pidgeya na własną rękę, gdyż Pikachu
nie kwapił się pomóc swojemu trenerowi. Pikachu i Ash uciekają do rzeki i płyną
długo długo pod wodą (to ma wielki sens, nieprawdaż), aż łapie ich na wędkę
niejaka Misty. Misty ochrzania Asha za złe traktowanie Pikachu i nakazuje
niezwłocznie udać się do szpitala dla pokemonów. Stado Spearow wraca. Ash
kradnie rower Misty, ładuje Pikachu do koszyka i jadą w kierunku wskazanym
przez Misty.
Zaczyna się burza. Smugi deszczu zamieniają leśny dukt w
błoto, rower przewraca się po zjechaniu ze skarpy. Muzyka zmienia się na
liryczną. Ash rozpaczliwie błaga Pikachu o powrót do pokeballa i osłania swojego
pokemona, sam wystawiając się na pastwę Spearow. Patetyczna przemowa - „jestem
Ash Ketchum z miasta Alabastia, zobaczysz, Spearow, z kim zadarłeś”. Uderza
piorun. Obraz zmienia się w biało-granatową grafikę (to perspektywa Spearow, który, czego nie napisałam wcześniej, nie widzi kolorów), animacja zwalnia do kilku
klatek i w takich warunkach Pikachu wspina się po plecach Asha, żeby stawić
czoło zagrożeniu. Moc pioruna wzmacnia moc Pikachu, dochodzi do potężnego wyładowania,
nawet burza ustaje.
Rower jest spopielony, Ash nie. Nad tęczą przelatuje Ho-Oh.
Pokedex nie umie zidentyfikować tego legendarnego pokemona z regionu Johto - „brak
danych. To jest podobne do pokemona, ale musi zostać zidentyfikowane.”
Aha, odcinek uczy, że wszystkie pokemony umieją mówić
wyłącznie swoje imię, że można złapać tylko pokemona zmęczonego walką, wreszcie
że pokemony trza trzymać w pokeballach, ale niektóre nie lubią, to tych nie
trza.
Każdy szanujący się recenzent napisałby, że u Hitchcocka zaczyna
się trzęsieniem ziemi, a potem napięcie wciąż rośnie. Ja tak nie napiszę.
Przygotujcie się na to, że nie ważne, czy będziemy świadkami zawalenia się
tamy, katastrofy statku czy pokazów cyrkowych, nigdy nie będzie ani bardziej emocjonująco,
niż gdy akcja dotyczy relacji Ash-Pikachu, ani mniej dramatycznie.
***
Kto nie widział, musi obejrzeć.
Okej, po pierwsze - przez ciebie nabieram ochoty na napisanie jakiejś noci o Pokemonach. Shame on you.
OdpowiedzUsuńOglądałam ten odcinek ponownie jakiś czas temu, kiedy próbowałam przekonać młodszą siostrę, że Poki są fajne i warto je oglądać. Jest tak uroczo wuteefny i przedramatyzowany, ach. Rozdawanie Poków jest pozbawione jakiegokolwiek sensu, wciąż nie rozumiem, jak właściwie to wygląda.
O, jeszcze taka uwaga. Może odpuścić sobie cytowanie znacznej części dialogów tak dokładnie? Wydaje mi się to niepotrzebne, chociaż może to dlatego, że właściwie znam ten odcinek na pamięć.
Dziękuję za komcia, Gauleiterze!
UsuńRozdawanie poków to szeroki temat umykający wszelkiej logice, aczkolwiek po uważnym obejrzeniu miliarda odcinków zaczyna się z tego wyłaniać jakiś system, także wszystko w swoim czasie. I tak wygrał profesor Sycamore z podejściem "jak ci się podoba, to se weź".
W następnych odcinkach zamierzam cytować mniej. Zauważ, że pierwszy odcinek jest a) w dużej mierze gadany, b) taki kultowy jakiś. Z jednej strony dramatyzm jest tutaj głównie budowany przez dialogi, a z drugiej strony część cytatów jest bardziej nośna niż streszczenie.
Asgfa, czuję że to będzie mój ulubiony blogaś na świecie! <3
OdpowiedzUsuńTutaj po raz pierwszy widzimy kontrast między Ashem, a Redem z Adventure - ten drugi jest jednak całkiem kompetentnym dzieciakiem, który zna się na tym, co robi. Po drugie - pewnie wszyscy fani Pokemonów znają teorię Wielkiej Wojny, która spustoszyła Kanto nie tak dawno temu, a która ma tłumaczyć m.in. tak dużą samodzielność dziesięciolatków i nieobecność ojca głównego bohatera (zwracam uwagę, że tylko protagonista gier z Hoenn ma pełną rodzinę).
OdpowiedzUsuńGary najprawdopodobniej dostał Eevee. Byłoby to kompatybilne z wersją Yellow gry oraz sugestią w późniejszych odcinkach - po fillearch w Lidze Pomarańczowej Gary spuszcza Ashowi łomot właśnie przypakowanym Eevee, a później w serii Johto ma Umbreona.
Pisząc jeszcze o pierwszym odcinku Pokemonów nie można zapomnieć o jednym - o świetnej, wpadającej w ucho czołówce.
Galnea
Po kolei.
UsuńUwielbiam Teorię Wielkiej Wojny. Tłumaczy ona bardzo dużo: wyludnienie regionu, zapaść gospodarczą i ekonomiczną, strukturę demograficzną, małą ilość wykwalifikowanego personelu, różnice miedzy postępem techniki okołopokemonowej a postępem techniki "cywilnej", odcięcie Kanto od reszty świata i brak przepływu pokemonów z innych regionów. Jak dla mnie tłumaczy ona nawet powstanie cuda na kiju, jakim jest anime - chciałam napisać o tym za kilka odcinków - osobiście wierzę, że jest ono robione na odwal się przez jakichś propagandzistów z realnego Świata Pokemon (mangi, gier - tam świat przedstawiony trzyma się kupy).
Jednakże Teoria Wielkiej Wojny nijak nie tłumaczy mi cenzusu lat dziesięciu. Nie sądzisz, że w takich okolicznościach wskazana byłaby raczej szczególna troska o dzieci, przyszłość społeczeństwa? Albo że pomoc dzieci byłaby niezbędna ze względu na braki ludnościowe? Dziesięciolatki mogą być samodzielne i mogą dać sobie radę z podróżą, ale wysyłanie ich w podróż DLA SŁAWY (oczywiście można szukać mądrzejszych powodów, można znaleźć mądrzejsze powody, ale taką wersję proponuje anime) jest głupie i bezsensowne.
"Gary najprawdopodobniej dostał Eevee."
1. Gary jeszcze w Indigo League ma Squirtle'a.
2. Z Alabastii wyruszyło czterech trenerów, więc musiały być rozdane trzy startery.
Aczkolwiek okoliczności zdobycia Eevee są nieznane, zatem Oak mógł mu dać tego Eevee później albo gratisowo. Oak nie ogarnia, co znaczy słowo "faworyzować".
Osobiście najbardziej lubię Johto, ale obiektywnie patrząc, pierwsza czołówka jest najciekawiej skomponowana ze wszystkich, tru. No i skarb dzieciństwa.
Sprawdziłam na Bulbapedii i faktycznie - mój błąd. Gary zaczynał od Squirtle'a.
OdpowiedzUsuńMoże liczą na to, że z dziesięciolatków w przyszłości wyrosną superżołnierze, zdolni powalać za pomocą wytrenowanych Pokemonów wrogie armie? A sława (i pieniądze) mają je motywować do pracy? Nie, to dalej bez sensu.
W ogóle podejście do dzieci jest specyficzne w tym uniwersum. W grach i mandze niby są jakieś szkoły, ale prawdopodobnie nie są obowiązkowe (np. Sapphire ma problemy z czytaniem). Poza tym przynajmniej część dzieciaków zostaje przy Gymach, gdzie trenują pod okiem Lidera (który swoją drogą też nie musi być bardzo dorosły). Inna sprawa, że moim zdaniem bohaterowie niespecjalnie zachowują się jak dziesięciolatki.
Galnea
Cześć!
OdpowiedzUsuńJak ja się cieszę, ze oglądałem to mając 6-8 lat, bo to polubiłem. Faktycznie trochę to dziwne, że nie ma jasnego wytłumaczenia na samym początku po co nam ten starter i co nam daje wybranie jakiegoś. Brakuje chyba takiego mocnego wstępu. Ale na szczęście dzieci są jak gąbka i nie analizują tylko chłoną :D.
Co do tych 10 lat, każdy to powie:"wierd". Sam fakt, że psychika takiego dziecka się kształtuje podczas podróży, kiedy jest sam w lesie i ogólnie jeszcze przerażająca. Nie mówiąc o tym, że przecież dziecko napotyka na złoczyńców w stylu zespół R, ciekawi mnie, jakim cudem wychodzą na takich porządnych ludzi. I czemu czasami inne dzieci są liderami stadionu(co chyba nigdy nie było wyjaśnione, co trzeba zrobić żeby być liderem).
Pozdrawiam ;)
P.S. dodałem cię do linków http://pokemon-jd.blogspot.com