wtorek, 7 kwietnia 2015

EP006: Clefairy And The Moon Stone #Indigo League



Na początku był Arceus. Arceus stworzył Dialgę, która stworzyła czas, oraz Palkię, która stworzyła przestrzeń, a także Garantinę, która nie stworzyła nic, bo była niewychowanym złem. Część pokemonów narodziła się na globie Pokeświata, część pokemonów przybyła z kosmosu. Aby zrozumieć część naukową tej jestnoci, obejrzyjcie ten sympatyczny filmik: https://www.youtube.com/watch?v=NvrpXsYZWoI Overthinking przebije sufit.

http://pokemonepisode.org/episode-6-clefairy-and-the-moon-stone/ po angielsku oglądam ja i wam też radzę dzisiaj zdecydować się na tę wersję językową, ale tutaj jest po polsku http://www.vidzer.net/?action=link/show&code=6adFzs2wdBlm  tłumaczenia są oficjalne
„Ash kontynuował swoją podróż z liderem Pokemon, Brockiem. Ale gdy tylko opuścili Marmorię, stanęli przed groźbą, że będzie to ich ostatnia przygoda”
…chociaż mogą wystąpić też nieoficjalne, bo po angielsku stoi jak byk „their next adventure will be out of this world”, czyli „nie z tego świata”. Na tym blogasku jest hierarchia wersji językowych:  japońska>angielska>polska.

***

Na trasie wędrówki Asha, Misty i Brocka, który dołączył do nich na stałe w ostatnim odcinku, znalazła się Góra Księżycowa (Mt Moon).
- Och, Góra Księżycowa, czyż nie brzmi romantycznie? – Misty lubi romantyczne klisze.
Powód wyznaczenia marszu przez górę jest co najmniej niejasny: „O tym tajemniczym miejscu opowiedziano wiele przedziwnych historii. Nasi bohaterowie chcieli sprawdzić, czy wszystkie te opowieści są prawdziwe/ właśnie mieli odkryć, że wszystkie były prawdziwe.” Czyli albo idą tam gnani chęcią przygód, albo uznali wszystkie legendy za zabobon. W ogóle w tym odcinku narrator co chwila robi wink wink i z subtelnością czołgu sugeruje, że NIE JESTEŚMY W ŚWIECIE SAMI.
- Ludzie mówią, że w prehistorycznych czasach o tę górę rozbił się gigantyczny meteoryt  - podzielił się wiedzą Brock. – Ten meteoryt nazywali kamieniem księżycowym.
- Jak romantycznie…

Wędrowców dobiegły krzyki. U wylotu jaskini stado Zubatów atakowało człowieka, jak sytuację bohaterowie błyskawicznie zdiagnozowali, na tej konstatacji jednakowoż tymczasowo poprzestając.
- Pokedex, analiza! – Badacze Świata Pokemon niech notują, że z pokedexem chyba można komunikować się głosowo.
- Latający pokemon, posiada ultradźwiękową siłę. Żyje w jaskiniach. Nienawidzi światła dziennego.

Loffam Zubaty.

- Nie ten Zubat.

Brock uznał to za dobry moment na złapanie Zubata, Ash zawiesił się na skutek rozbieżności między rzeczywistością a pokedexowym info i dopiero Misty musiała na niego nakrzyczeć („dosyć żartów, on potrzebuje naszej pomocy!” – „przepraszam, masz rację”), żeby rozkazał Pikachu użyć piorunującego wstrząsu (czyż polska nazwa na thundershock nie jest wymyślna?). Nietoperze poczęstowane piorunem zostawiły ofiarę w spokoju i odleciały do jaskini.
Ofiara Zubatów okazała się być najbardziej stereotypowym spośród stereotypowych nerdów: okrągłe okulary, bez których jest ślepy, brwi Breżniewa, koszulka z kołnierzykiem, biały fartuch, trzęsące się kolana, przaśny głosik, przesadna ekscytacja w głosie, ogólne wrażenie człowieka lekko nawiedzonego. Pan… łejt, „nie nazywaj mnie panem”…  ma na imię Seymour, Seymour naukowiec!
Wiedza! Badania! Jestem Seymour naukowiec!

Seymour podziękował za ratunek nader wylewnie - jak na gust takoż mój, jak i bohaterów, daleko zbyt wylewnie - dziękując cztery razy i rozwlekając to na całą minutę czasu antenowego. I jbył autentycznie zdziwiony, że żyje. I mu się nie mieściło  w głowie, że naprawdę-naprawdę  ktoś go uratował.

Seymour pokazał bohaterom zło poczynione w tunelach Księżycowej Góry przez Ludzi Czyniących Zło: ktoś założył elektryczne oświetlenie w jaskiniach, doprowadzając wszystkich ich mieszkańców do szaleństwa. Parasy zdejmowały z pleców swoje grzybki, Zubaty wyleciały na powierzchnię, piaskowy Sandshrew wysechł. Armagedon.

***

W tym odcinku http://pokemonepisode.org/episode-198-control-freak/ dowiadujemy się, że ultradźwiękowe fale Golbatów (a więc zapewne dotyczy to całej linii ewolucyjnej) mogą być normalnie przetwarzane przez urządzenia oraz że są insze urządzenia, skoordynowane z tymi pierwszymi, które takież fale wysyłają. Możliwe, że podczas działań wojennych sterowano całymi stadami dzikich Zubatów/Golbatów/Crobatów, nasyłając je na ludzi. Być może nawet tym stadem – światło w jaskini to jedno, ale one same z siebie/podświadomie wyleciały na powierzchnię (gatunek NIENAWIDZI światła dziennego, tak? „Nie ten Zubat”) i brutalnie zaatakowały człowieka, który im się nawinął, albo nawet wytropiły go (atak miał miejsce u wylotu groty, przypominam).
Do tego reakcja Seymoura, który jest dorosłym. Do tego bezgraniczne zdziwienie, że jacyś ludzie odegnali Zubaty. Do tego upodobanie Zespołu R z gier do tego gatunku.

Btw, Sandrew żyją też na powierzchni i nic im nie jest. Byłożby możliwe istnienie różnych ras jednego gatunku?

***

Seymour jest na patrolu chroniącym jaskinie przed wandalami.
- Wandale? Czemu niszczą jaskinie?
- Przypuszczam, że z powodu kamienia księżycowego. – Seymour skierował ku Misty i Ashowi niepomiernie stroskane lico.
- Kamienia księżycowego…? – Ash wciąż zdaje się być zszokowany sposobem bycia Seymoura, polegającym na szczerym miotaniu się od jednego afektu do drugiego.
- Temat wklęsłej ziemi jest szczególnie niewygodny siłom szatana, który pozuje na kosmitę z innej planety, stworzonego bezpośrednio przez Boga. Wszystkie dowody w teocentryzmie oraz w przypadku płaskiej Ziemi całkowicie eliminują heliocentryzm oraz geocentryzm. Nie ma żadnych wątpliwości, że Ziemia nie kręci się wokół osi i nie okrąża Słońca. Mamy także bezsporne dowody na to, że Słońce jest około 4000 km od powierzchni Ziemi i ma około 60 km średnicy.  Te dowody są niepodważalne!

-  ...
Nieno, żartowałam.
- Kamień księżycowy jest starym głazem. Ma milion lat albo jeszcze więcej! – Seymour przystąpił do opowieści z niebywałą emfazą. -  W głębi tych jaskiń leży meteoryt, ale jeszcze NIKT nie odkrył, gdzie się znajduje legendarny kamień z przestrzeni kosmicznej. – A oczy jego urosły w tym momencie do rozmiarów spodków komicznych. – Badaliśmy jego fragmenty przez wiele godzin i odkryliśmy, że zwiększa on siłę pokemonów. Właśnie… Właśnie dlatego są tu rabusie pokemonów. Przybywają, by wykraść księżycowy kaaaaaamień…!
- Księżycowy kamień…? – Ash powtórzył, lekko zaaferowany.
- Taaak. Od najmłodszych lat wierzę, że pokemony przybywają (po angielsku came, czas przeszły bez udziwnień) na ziemię z przestrzeni kosmicznej.
- Z PRZESTRZENI KOSMICZNEJ?!
- Taaaak. – Młody naukowiec zaiste głęboko wierzy w swoje słowa. - Pytacie, gdzie ta moc kosmiczna, która sprowadza pokemony na Ziemię? W tej jaskini! To księżycowy kamień.
- Wierzysz w tę teorię? – Misty wyjęknęła zszokowana.

Żebyście mogli przeżyć namiastkę  tego, co bohaterowie, zostawię was teraz z poważnym sporem o płaskość ziemi. Fikcyjną wypowiedź Seymoura zmontowałam z autentycznych cytatów. http://www.zbawieniecom.fora.pl/sekcja-priorytetowa,29/plaska-ziemia-czy-mozna-tej-teorii-zaprzeczyc,2079.html
Gdy Seymour perorował, dlaczego ludzie nie powinni zabierać kamienia pokemonom, obok nich podziemnym korytarzem przemknęła Clefairy, niosąc kawałek skały. Ash zapragnął ją (to znaczy jego, wg polskiego dubbingu ten Clefairy jest osobnikiem płci męskiej) złapać, lecz Seymour oznajmił mu kategorycznie, że ten Clefairy musi tu zostać, że Ash przecież rozumie, że nie ma mowy.
Z fanatykami się nie kłóci i Ash szybko pojął, że rozumie.
Pokedex nie potwierdza info o kosmicznym pochodzeniu pokemonów, nawet Clefairy.

Clefairy z kamieniem księżycowym nie zaszedł za daleko, bo drogę zagrodził mu Meowth. I Zespół R obowiązkowo zadeklamował motto.
- Nie nudzi się wam powtarzanie w koło tych samych bredni?
- Przemawia przez ciebie zazdrość.
- Bo nie chcemy, być do nas dołączył.
- Nigdy bym do was nie dołączył!
Zespół R: hejtujesz, bo zazdrościsz
Ash: no dzie, was chyba pogięło.
Ale nie wiem, chyba Jessie i James po prostu się droczyli, mając opinię Asha głęboko gdzieś, a chłopak nie załapał ironii. Bo później w tym samym tonie James przyznał się do podłożenia światła w tunelach i opatrzył to komentarzem "jak my to sobie wybaczymy". Oczywiście Zespół R przyszedł po księżycowy kamień.
Albowiem Zespołowi R wydaje im się, że z pomocą kamienia ich pokemony urosną w siłę i będą niepowstrzymane - tyle że nikt im nie powiedział, że księżycowy kamień to nie magiczny talizman i że działa jedynie na kilka gatunków. (Zresztą w ogóle tego nikt nie powiedział i nie powie, wyjdzie w praniu. #zacokochamtoanimu) Egoistyczna motywacja trio jest w sumie interesująca, jeżeli spojrzy się na mangę - jest tam zorganizowana z rozmachem akcja zdobycia kamienia, bo Zespół R potrzebował go do eksperymentów na pokemonach.
 Zacznijmy od tego, że w mandze Zespół R jest zły na serio. Na obrazku Koga, Fuchsia Gym Leader.

- Chcecie kamień? Weźcie sobie jeden z tych i spadajcie.
- Spadać? To grubiaństwo!
- Nauczymy ich manier.
Oczywiście Zespół R zaczął walkę trującymi pokemonami w jaskini, oczywiście z użyciem ruchu smog, niech żyje ekologia, niech żyje zdrowy rozsądek. Tyle szczęścia, że wylot jaskini znajdował się niedaleko, więc duet Butterfree & Zubat wywiał truciznę, trujące pokemony i właścicieli trujących pokemonów na zewnątrz.
Clefairy w międzyczasie oddalił się od bitwy, a eskortowali mu Seymour, Misty i Meowth, który wymknął się, korzystając z zamieszania. Akcja przeniosła się do kanionu na powierzchni; Clefairy w podskokach swoim niespiesznym tempem opuścił jaskinię i został dopadnięty przez Meowtha na skalnej kładce nad rzeką, z której to kładki spadł na Misty, gdy Meowth go osaczył.
- Meowth, może się dogadamy? - Seymour podniósł ręce na znak poddania się i spróbował życzliwie, polegając na inteligencji Meowtha. Seymour generalnie traktuje pokemony (być może uważając je za gości z odległych przestrzeni gwiazd) jako równorzędne istoty, tylko różniące się mową i kulturą. To w gruncie rzeczy rzadka postawa w Świecie Pokemon.
Ale Meowth nie wykazał chęci na rozmowę i odpowiedział Seymourowi chlastnięciem pazurami w twarz. Misty wystawiła Staryu, które (albowiem Staryu jest pokemonem obojniaczym btw)  nadmuchało Meowtha wodą jak nadmuchuje się balon. Tak oto Zespół R Znowu Błysnął w 3/3 częściach drużyny.

***

Pokemon imieniem Paras po angielsku jest parasem, po polsku parasytem. Okej. Clafairy po angielsku czytamy klifery, natomiast Brock nazwał pokemona klefajri. Okej, poznaliśmy już polski dubbing, nie dziwi nas to. ALE WTEM pokedex przeczykał klifery - hej, Brock, co z tobą? Oglądam dalej i okazuje się, że polski dubbing oferuje formy do wyboru, do koloru: ajrie, ajri, ajra, klefayr, aria. Wisienką na torcie jest zaś pokedeksowe hasło o Clefable: "Kliferyna, zaawansowana forma ajry".
Z innych radosnych przykładów na tłumaczenie bez ładu i składu, to komendy i komentarze podczas walki. W wersji angielskiej mamy ruchy z gier ("Zubat, use supersonic!" - Ekans i Koffing splotły się i tarzają się bez sensu po ziemi - "Ekans and Koffing became confused", zostały skołowane), wersja polska poszła w opis ("Zubat, atak ultradźwiękiem!" - "Ekans i Koffing zaczynają się plątać") i naprawdę fajnie, bo anime nie trzyma się sztywnych reguł gier. Niestety tłumacze są niekonsekwentni. Rozkazy dla Butterfree to dwukrotnie "whirlwind" przełożone na "powietrzny atak" oraz "wymieć ich z jaskini" i tłumaczenie bardzo dobrze złapało sens, natomiast Zubat ma zrobić "double team" (w anime ruch skrzydłami odpierający coś), co zostało przetłumaczone po prostu na "podwójną drużynę". A już prawdziwym cudem jest "Koffing, atak krzyżowy", w oryginale... "counter-attack".

Aha, narrator na początku powiedział, że „Ash wygrał odznakę kamienia, był to jego pierwszy krok w kierunku mistrzostw Ligi Pokemon/Ash won a Boulderbadge, his first step to competing in Pokemon League Championship”. Notuję to tu, albowiem może za jakiś czas podejmiemy się ustaleń, co Ash tak właściwie chce wygrać.

***

Bohaterowie siedzieli na brzegu rzeki wraz z Seymourem, Clefairy i Pikachu w pobliżu. Słońce zachodziło malowniczymi pomarańczami rozlanymi w kanionie i na niebie. Brock karmił świeżo złapanego Zubata wynalezioną przez siebie karmą dla pokemonów - opracowywał recepturę latami ("for years"/"przed rok"). Seymour wziął jedną chrupkę na spróbowanie, stwierdził, że całkiem dobre, więc poczęstował się także Ash, ale widać panowie mają diametralnie różny gust.
Pikachu rozmawia z Clefairy ("Ciekawe, o czym rozmawiają..." - Ash), ten decyduje się wyjawić sekret Księżycowej Góry.

Btw, Clefairy na początku była przewidziana na partnera Asha i maskotkę serii: http://www.omgfacts.com/lists/6419/Pikachu-was-not-originally-supposed-to-be-Ash-s-starting-Pok-eacute-mon-it-was-Clefairy
Bohaterowie podążali za Clefairy, aż na zboczach Księżycowej Góry zastała ich noc. Księżycowej przygodzie patronowała pełnia, pierwsza od dnia złapania Caterpie (ep003) - zatem od wyruszenia z Marmorii minęły kolejne dwa tygodnie. W końcu ich oczom ukazało się niczym skalna brama wejście do wielkiej jaskini, a w jaskini... tak, kamień księżycowy - ogromna bryła meteorytu ("to jest jądro kamienia księżycowego/it's the core of the moon stone" - "Ta legenda jest prawdziwa", Brock pogodził się z faktami) spoczywająca na skalnym podwyższeniu pod otwartym niebem.
- Patrzcie! Clefairy coś robi!
Wokół meteorytu leżały jego małe odłamki, ułożone w łańcuch. Clefairy przez cały odcinek nosiła brakujące ogniwo, które teraz dołożyła do reszty. Wszystkie odłamki oraz bryła główna rozżarzyły się jakby nieziemskim, acz niezbyt intensywnym światłem.
Z bocznych tuneli Jaskini Kamienia Księżycowego wyłoniło się ze trzydzieści Clefairy i rozpoczęły taniec wokół meteorytu, chóralnie wypowiadając swoje imię dla wyznaczenia rytmu.
- Niebywałe. Clefairy stworzyły własne społeczeństwo - rzekł Seymour w trybie badacza-obserwatora.

Znany nam Clefairy najpierw powitał przyjaciół ("Myślę, że Clefairy chce się przywitać/"Clefairy says hello" - Ash), a potem zaczął tłumaczyć Pikachu (dla którego to była zupełna nowość) coś o kamieniu księżycowym i podróżach w kosmos, a może o ewolucji? Chociaż nie rzuca się to w oczy jak wielki neon "POKEMONY SOM Z KOSMOSU!!!", ważnym i powracającym jak bumerang wątkiem dzisiejszego odcinka jest komunikacja ludzi z pokemonami i pokemonów między sobą. Pozwolę sobie przytoczyć tu taką scenkę obrazującą osiągalny stopień porozumienia, a żebyście się nie zanudzili, atrakcji dostarczy nam polski dubbing.
- Hej, Pikachu, co Clefairy ci powiedziała? - Pikachu podjął próbę komunikacji na migi ze swoim trenerem. Wcześniej wg polskiego dubbingu Clefairy był spod znaku miecza, ale kij z tym.
- Rozumiesz to? - zainteresował się Seymour.
- Oczywiście, że to rozumiem. Przecież to mój pokemon.
Ale Ash nie rozumiał i kalambury szły opornie:
- Clefairy kolekcjonuje kamienie.../Clefairy collect all of this rocks to...
- Pika pika! - Pikachu stoi na jednej nodze, macha łapki, pochylony do przodu.
- I żongluje nimi!/To the macarena! - A odpowiedzią Pikachu był headdesk.
Pikachu sięgnął po Clefairy jako o rekwizyt i podniósł go nad ziemię, trzymając za ogon (badacze Świata Pokemon niech notują, że ogon Clefairy jest twardy i zakręcony w spiralę na amen).
- Clefairy... podnosi się?/The Clefairy... pick up?
- Samochód pika!/Pickup truck?
- Pika! - co znaczyło punkt dla Brocka. - Pika pikaa!
- W górę, rozumiem. - Tej kwestii Misty w wersji angielskiej nie powiedziała. - Wygląda jak rodzynek/It looks like razor.
- Clefairy lubi rodzynki?/The Clefairy... like razors! - Może się przesłyszałam z "razors", ale to bez znaczenia. Pikachu niezadowolony z ludzkiej niedomyślności wyrwał Ashowi włos z głowy.
- Jaki jest rym do "włos"?/What rhymes with "hair"?
- Wiem! "Głos"!/With hair... What about "pray"? - znowu zgadł Brock.
- Clefairy mówi, że *nie da się zrozumieć* lata z mocą księżycowego kamienia./The Clefairy pray to the moon stone (Clefairy modli się do księżycowego kamienia)! - WTF, polski dubbingu, quo vadis.

Seymour rozważa: "Czy to dlatego, że kamień księżycowy spadł z nieba? Oczywiście! To wszystko ma sens! Przestrzeń kosmiczna! Pokemony! A ludzie wraz z pokemonami polecą za pomocą kamienia księżycowego w kosmos, najpierw na księżyc, potem na Marsa, a w końcu do gwiazd!" Well, w ep001 był globus, teraz meteoryty i Mars, pozwolę sobie okrzyknąć udowodnionym istnienie wszechświata w sensie i kształcie naszej astronomii. Kto na sali jest za, kto przeciw, kto wstrzymuje się od głosu?


Na scenę wkracza Zespół R, dla odmiany bez motta (raz dziennie wystarczy? są ważniejsze sprawy?). Seymour mimo stresu że aż stukają mu o siebie kolana poczuł się do obowiązku obrony kamienia księżycowego, tyle że zrobił to bezsensownie, po prostu rzucając się na Zespół R całym sobą. Podczas aktu bohaterstwa naukowiec zgubił okulary, bez których był ślepy jak kret. Jessie i James pod zasłoną dymną Koffinga (i pod pretekstem walki) w tajemniczy sposób załadowali meteoryt na platformę i uciekli, zjeżdżając ową platformą po zboczu, dopóki rzeczona platforma nie rozbiła się o Onixa, który wyrósł przed złodziejami spod ziemi jak góra.
BUM. Piękny, derpny Koffing.
Kiedy trwała pogoń za Zespołem R, Seymour po omacku poszukiwał szkieł. Pomogły mu Clefairy, wyraźnie nie pojmujące powagi sytuacji. Gdy tylko Seymour uświadomił je, co się stało, tzn. złodzieje zabrali  największy skarb pokemonów, nad którym powinny były czuwać, Clefairy wskoczyły w tunel przekopany przez Onixa i zmierzyły się z rabusiami twarzą w twarz. Wyłoniły się z dziury i ustawiły przodem do Zespołu R i kamienia (drogę ucieczki ogdradzał Zespołowi R powalony nieprzytomny Onix), tyłem do Seymoura i bohaterów, i zaczęły kiwać palcami w tę i w tamtą.
Clefairy kiwały palcami, w tę i w tamtą, wszystkie w identycznym monotonnym rytmie, w tę i w tamtą. Kiwały palcami w tę i w tamtą, w tę i w tamtą, w tę i w tamtą, uczestnicy wydarzeń patrzyli jak zahipnotyzowani i wodzili wzrokiem w tę i w tamtą za palcami Clefairy, w tę i w tamtą.
- Clefairy, clefairy, clefairy, clefairy, clefairy, clefairy... - W tę i w tamtą, w tę w tamtą, w tę i w tamtą...
- To a-tak któ-ry Clefair-y nazy-wa met-rono-mem - objaśnił Seymour,  dostosowując rytm mowy do rytmu Clefairy - Nig-dy przed-tem nie wi-działem jak Cle-fairy używ-a metrono-mu. Kto wie, co się stanie.
Albowiem metronom - palce Clefairy kiwają się w tę i w tamtą, w tę i w tamtą, w tę i w tamtą - daje losowy, nieprzewidywalny efekt. Palce Clefairy się zatrzymały.
- CLEFAIRY.
Najpierw Clefairy rozbłysły.
Potem popękała ziemia.
Potem doszło do gigantycznej eksplozji.

Clefairy niezrażone niczym, acz sponiewierane wybuchem, wyleciały w powietrze ("wyglądają jak Zespół R", podsumował Zespół R), Zespół R Znowu Błysnął, zaś od bryły kamienia księżycowego odłupało się wiele okruszków, które spowodowały ewolucję u tych Clefairy, na które spadły. Clefairy dotknięte odłamkami kamienia księżycowego ewoluowały w Clefable, wedle Pokedexa coś Bardzo Rzadkiego.
Badacze świata pokemon niech notują, że kamienie są jednorazowego użytku.

W następnej scenie kamień księżycowy w niewyjaśniony sposób wrócił na swoje miejsce (hipoteza: Clefairy konstruktywnie użyły metronomu) i pokemony jak gdyby nigdy nic hasały wokół niego w kółeczku, a Seymour Naukowiec podjął decyzję, że zamieszka z Clefairy i Clefable, ponieważ może któregoś dnia poleci z nimi do gwiazd.
- Wyślij nam pocztówkę z kosmosu - zażartował Brock na pożegnanie.

***

Kto nie widział, musi obejrzeć.

Zaletą tej serii "Pokemonów" jest świetnie wykonana grafika i wysoki poziom estetyczny. (Natomiast grafika najnowszej serii specjalnej o megaewolucji może dać raka.)

***

Pogadajmy o sprawach poważnych. W EP006 uporczywie poruszane są dwa tematy: bariera mowy i kosmiczne pochodzenie pokemonów, a przynajmniej niektórych gatunków. W randze kardynalnych problemów pokemonów są również zagadnienie alternatywności światów oraz status człowieka.
Podejmę się pierwszej próby całościowego wyjaśnienia. [Oczywiście jestem bardzo otwarta na dyskusję i wszelkie inne teorie.]

Arceus stworzył wszelkie życie, a za pośrednictwem Dialgi i Palkii stworzył wszechświat. Mamy więc kreacjonizm. Pierwszą istotną różnicą między naszym światem a Pokeświatem jest  obecność bogów duchem i ciałem, czynny kreacjonizm i ich rodem z antycznych eposów skłonność do ingerowania w sprawy swojego stworzenia.


[źródło: Raczkowski]

Dialga i Palkia, jak wynika z informacji zawartych chociażby w tym odcinku, stworzyły na pozór konwencjonalny wszechświat. Arceus następnie powołał do życia Trio Rozumu, Wolnej Woli i Emocji (trio to będzie również strzec Stwórców) oraz liczne Mew, z których wykształciły się wszystkie inne pokemony.
Następnie Arceus zadbał o Pokeziemię, stwarzając Rayquazę, Groundona i Kyorge'a, odpowiedzialne za kształtowanie globu, oraz parę innych niewyobrażalnie potężnych pokemonów, czczonych na Ziemi jako bogowie. Wprowadźmy tutaj rozróżnienie na prawdziwych Bogów (Arceus, Dialga, Palkia, Garantina, trio Uxie, Azelf i Mespirit) oraz bogów, czyli legendarne pokemony bez znaczenia w skali wszechświata.
Odpowiedź na pytanie, dlaczego pokemony się rozumieją między sobą, jest bardzo prosta. Technicznie rzecz biorąc, Bogowie to pokemony różnych gatunków, tyle że liczba przedstawicieli tychże gatunków wynosi jeden na nieskończoność. Czemu więc Bogowie nie mieliby jak w Biblii powołać na życia na swoje podobieństwo - obdarzonego wolną wolą, inteligencją i darem mowy?
Ale. Jeżeli wszystko oprócz bogów powstało z Mew, to na logikę także człowiek. Ba, jest to nawet w kanonie potwierdzone (przepraszam, umknęło mi źródło, uwierzcie na słowo). Dlaczego więc człowiek jest wyjątkowym wyjątkiem? Co więcej, ludzie nie rozumieją języka bogów ani Bogów.
Chciałabym zwrócić Waszą uwagę na, kolejno: dominujący pierwiastek kreacjonistyczny, żywe zainteresowanie Stwórców Ziemią (zauważcie, że Bogowie obrali sobie Ziemię za dom), potwierdzone w kanonie alternatywne światy, istnienie przestrzeni/zjawisk, które dają się wytłumaczyć jedynie wolną wolą, oraz wreszcie na fakt, iż Arceus nie jest ani nieomylny, ani wszechwiedzący (pomyłka z Garatiną, rozwój ludzkiej technologii pozwalający na złapanie Bogów w pokeballe). Myślę, że Arceus stworzył gwoli eksperymentu kilka podobnych do siebie wszechświatów/wymiarów, którymi interesował się mniej lub bardziej. Uniwersum "Pokemonów" jest wariantem z ludźmi upośledzonymi w komunikacji, a nasz świat, wedle tej teorii, byłby eksperymentem porzuconym na wczesnym etapie. Jakkolwiek to infantylna teoria, to przynajmniej jakoś tłumaczy #przenikanieświatów, czyli przypadkowe związki naszego świata z pokeversum.
tl;dr: ludzie nie mówią po pokemonowemu, BO TAK CHCIAŁ BÓG.

Teraz pogadajmy sobie o kosmosach. Od razu mówię, że jestem sceptyczna wobec mierzenia Pokeświata prawami naszej fizyki/astrofizyki, bo uważam, że podobieństwo między naszymi wszechświatami jest tylko pozorne.
Jeżeli na Pokeziemi mogą żyć w dobrym zdrowiu pokemony pochodzące z innych planet (a żyją, np. Elgyem http://pokemonepisode.org/episode-692-a-ufo-for-elgyem/), znaczy, że w ich miejscu pochodzenia są warunki zbliżone (co niejako potwierdza tezę o ograniczonej wyobraźni Stwórców). 
Jeżeli rzeczy z kosmosu mają wpływ na tutejsze pokemony, znaczy, że wszystko jest z jednego typu materii, tak jak w naszym świecie jest jedna tablica Mendelejewa.
Jeżeli pokemony z innych planet mogą się komunikować z pokemonami ziemskimi, znaczy, że wszystko powstało w ten sam sposób, czyli z Mew.

Na koniec rant. Za cholerę nie zgadzam się z Seymourem, imho gość zwyczajnie bredzi.
1. Ewolucja pokemonów pod wpływem kamienia księżycowego dowodzi, że pokemony przybyły z gwiazd.
KSIĘŻYCOWY KAMIEŃ SPADŁ NA ZIEMIĘ MILIONY LAT TEMU, więc poza monistyczną budową wszechświata nie jest dowodem na nic. Miliony lat to wystarczająco dużo czasu, aby ekosystem przyzwyczaił się do energii meteorytu - to dlatego na kontynencie narodziły się pokemony wrażliwe na moc księżycowego kamienia i potrzebujące jej do ewolucji.
Teoria: być może jeszcze wiek czy dwa temu Clefable, Nidorany i cała reszta "pokemonów księżycowych" samodzielnie ewoluowała od pierwszego do ostatniego stadium i dlatego też ostateczna forma jest powszechnie wykształcona wśród gatunku, mimo że do jej osiągnięcia potrzeba stymulacji bardzo rzadkim materiałem. Moc księżycowego kamienia po prostu się wyczerpuje.
2. Polecimy księżycowym kamieniem w kosmos
Fajnie, ale Pokeziemia ma grawitację.
Owszem, jest szereg pokemonów mniej podległych prawu grawitacji, ale Clefairy się do nich nie zalicza. Skoro zaś kamień księżycowy jest na Ziemi już tyle dużo lat, no i jest nieożywioną skałą, to grawitacja chyba trzyma go twardą ręką.
3. Pokemony pochodzą z przestrzeni kosmicznej
Nie pochodzą, bo mamy kilka zupełnie własnych w prezencie od Bogów. Co więcej ludzie mają w sobie DNA Mew, a pierwsze ludzkie szczątki są datowane na więcej niż 300 milionów lat. http://bulbapedia.bulbagarden.net/wiki/History_of_the_Pok%C3%A9mon_world
4. No to przynajmniej Clefairy są z kosmosu
Jest sobie taki odcinek http://pokemonepisode.org/episode-62-clefairy-tales/ o Clefairy latających ufo skleconym na słowo honoru, podziemnym kosmodromie i zapaleńcu jak Seymour. Mam dziwne wrażenie, że to nie Clefairy są z kosmosu, ale jest grupa ludzi, którzy w to święcie wierzą i bardzo chcą, aby tak było. Czy pokemony mogłyby same zbudować mechaniczne ufo, kosmodrom, cokolwiek bazujące na ludzkiej technologii...? W zalinkowanym odcinku Clefairy nawet nie wiedzą, co jest im potrzebne do naprawienia swojego statku, więc okradają ludzi np. ze smoczków dla niemowląt.
Swoją drogą ciekawym zjawiskiem socjologicznym w Pokeświecie jest masowa, postępująca lawinowo laicyzacja. Czyżby Seymour i jemu podobni odrzucili religię i upatrzyli sobie naukę (lub "naukę") w tej roli? Atmosfera wokół Clefairy kojarzy mi się z rozmowami z pouczeniem od mojich przyjaciełów iz wszechswiata.

środa, 11 marca 2015

EP005: Showdown in Pewter City #Indigo League

Zaprawdę powiadam wam, to jest dobry odcinek.

Oglądamy po angielsku http://pokemonepisode.org/episode-5-showdown-in-pewter-city/ i tłumaczenia niestety są moje - pozostałe wersje językowe ładują mi się upierdliwie wolno.
Gdyby ktoś chciał, to tu po polsku i tu po japońsku z angielskimi napisami. Porównanie z japońską wersją skradłam z Bulbapedii, szejm on mi.

Ostateczny dowód, iż przez "Pokemony" przemawia Szatan.
Nim przejdziemy do tłustej treści, prześledźmy losy Zespołu R, który osiągnął mistrzostwo w kopaniu dołów i udekorował pułapkę lepiej niż Peeta torty- z dna dołu Jessie i James mogli się przekonać, że perfekcjonizm nie popłaca. A wcześniej dla sportu wyrecytowali motto.

***

Narrator po raz fefnasty przypomina nam słowa Asha, jak to on poprzysiągł zostać Mistrzem Pokemon. Wielkie dzięki, narratorze. In plus mogę policzyć jednak narratorowi to, że tym razem pofatygował się nam objaśnić, gdzie bohaterowie są i co się dzieje - wkraczają do Marmorii (Pewter City). Gdyby ktoś był ciekawy, to od pierwszego odcinka minęły dwa tygodnie.
Ash i Misty wreszcie wyszli z Wertańskiego Lasu, przez który wałęsali się było nie było zusammen aż cztery odcinki ("myślałem, że już nigdy nie opuszczę tego lasu" - czułam to samo, nie wiem, czy cieszyć się z tego, że anime odwzorowuje realny upływ czasu). Strudzony Ash spoczął na wielkim kamieniu u progu cywilizacji i ów odpoczynek kosztował go dwa dolary, albowiem kamień nie był kamieniem bezpańskim. 
Ash znalazł się w sklepiku z pamiątkami z Marmorii. Turyści mogą tu kupić kamienie: małe, duże, bardzo duże, naprawdę bardzo duże... w okazyjnych cenach $600 za głaz... Marmoria słynie z kamieni, nie?
Totalnie fascynuje mnie ten sklepik. Flint, sprzedawca kamieni, ACHTUNG SPOILER, był bowiem kiedyś liderem sali w Marmorii i jest ojcem aktualnego lidera. Flint nie mógł znaleźć w Marmorii normalnej pracy? Żył na obrzeżu cywilizacji, bo były lider nie był w mieście mile widziany? Mógł otworzyć niedochodowy "sklepik", ponieważ Liga dawała mu zabezpieczenie materialne? Nazwijmy to przyczynkiem do studiów nad sytuacją materialną liderów. O sytuacji społecznej możemy powiedzieć tyle, że w Marmorii stosunek do liderów nie był czołobitny.

***
Czy po tym, co przeczytaliście/zobaczyliście, wydaje się wam, że Flint jest pazerny? Oderwany od rzeczywistości? Chciwy do granic?
Panie i panowie, w Marmorii jest inflacja. Posiłek w Centrum Pokemon kosztuje 500-600 dolarów (w oryginale wartości są w jenach i trochę to uśpiło moją czujność, ale nie zmienia to faktu) i jest to cena, jaką Ash jest w stanie zapłacić - i nie awanturuje się o ździerstwo.
Podtrzymuję też wszystko, co powiedziałam o zapaści gospodarczej regionu w EP002. Inflacja dopełnia ten obraz. Oprócz Asha i Misty w restauracji Centrum Pokemon stołuje się tylko para z dzieckiem.

 Zastanawiam się teraz, czy bieda, inflacja i ceny z kosmosu nie są czynnikami ograniczającymi samotne podróże dzieci/nastolatków po kraju.Wtedy wprowadzenie programu zachęcającego dzieci do trenowania pokemonów (załóżmy, że po coś wykwalifikowani trenerzy są im potrzebni) na zasadach "trzy pokemony na okolicę i przyjmujemy zgłoszenia od 10 roku życia" ma ślady sensu... bo i tak się nikt nie zgłosi.

***

Flint zaprowadził dzieciaki do marmorskiego Centrum Pokemon (które jest brzydkie, brudne i  oblepione prawdopodobnie pyłem z jakiejś kopalni), gdzie urzęduje Siostra Joy podobna niczym kopia do Siostry Joy z Wertanii. Ash łapie wtf razem z wszystkimi widzami, na co Siostra Joy wyjaśnia, że Ash miał do czynienia z jej młodszym rodzeństwem. Noale na razie to zostawmy.

Na ścianie w Centrum Pokemon wisi plakat Regional chempionship! Today's winners are tomorrow's master! Graficznie plakat jest równie piękny jak stara oferta PKP, ale w przeciwieństwie do linkowanej oferty PKP nie idzie wysnuć z niego żadnych informacji. Na przykład jakich typów pokemonów używają liderzy stadionów (pięć symboli typów się zgadza, jednak na plakacie są symbole typu walczącego i normalnego, a nie ma ziemi, trucizny i kamienia) lub ile odznak trzeba zdobyć. Nie wspominając nawet o tym, o co chodzi; narrator uczy się od najlepszych. Być może identyczne refleksje naszły Siostrę Joy, gdy rozpakowała paczkę i przyszło jej to wieszać, bo plakat ów zawisł centralnie naprzeciwko kantorka pielęgniarki.
- By wziąć udział w rozgrywkach Ligi, musisz pokonać liderów z różnych miast i przedstawić odznaki jako dowód - Misty pospieszyła z wyjaśnieniem pierwsza. - Czy potrafisz tego dokonać? 
- Oczywiście, że potrafię!
Flint drwi z Asha, że chyba nie myśli sobie, że da radę pokonać Brocka, lidera z Marmorii. Po obiedzie Ash idzie na stadion.

Szczerze mówiąc, dopiero przy którymś odtworzeniu wynikłym z troski o rzetelność relacji ogarnęłam, że to było wprowadzenie do tematu Ligi. Wierzcie mi lub nie, jednak moim zapisem nie uprościłam tej sceny, a wręcz przeciwnie - starałam się dodać jej głębi i dynamiki. Reakcją wszystkich jest metaforyczne aha.
Nie mam siły tego interpretować. Po prostu uznaję, że dla siostry Joy, Flinta i Misty Liga to oczywista oczywistość, a Ash żyje swoją bajką i jeszcze nie dorósł do zrozumienia, jak działa rzeczywistość.

Jakkolwiek mam nadzieję, że przy okazji pisania blogaska zmienię zdanie, na dzień dzisiejszy zupełnie nie ogarniam Ligi. Sposób przedstawiania jej w anime wydaje mi się... co tu dużo mówić, dziwny. Od zawsze mam wrażenie, że anime czyni z Ligi wisienkę na torcie cywilizacji i ukoronowanie całego stworzenia - chociażby dlatego, że w anime (gry/manga nie cierpią na zbiorowe "Słowacki wielkim poetą był" na tym tle) nikt nigdy nie ma rozterek moralnych w związku ze zmuszaniem pokemonów do walki, a wszyscy od plaż Oranii do wybrzeży Unovy zgadzają się, że bycie trenerem jest celem mądrym i słusznym, dobrym i zbawiennym. Anime zarazem miga się od uchylenia choć rąbka tajemnicy, jak to tą Ligą jest - co to, jak jest zorganizowane, dlaczego, po co, jaką ma historię...? Kiedy to moim zdaniem bardzo ciekawe, skąd w tak sobie stabilnym świecie taka Liga Pokemon jest zorganizowana całkiem sprawnie.

***

Myślę, że to jest dobra okazja do przedstawienia wam mojego głównego headcanonu.
Tytułem wstępu, chociaż zasadniczo to temat na inną okazję, głęboko wierzę w wypracowaną przez fandom koncepcję Wielkiej Wojny, w która niedawno (w ciągu ostatnich dziesięciu-piętnastu lat?) był zaangażowany region Kanto. Mogę znaleźć na koncepcję tysiąc sto tysięcy miljon O TYLE DUŻO mniej lub bardziej trafnych dowodów i nikt mnie nie przekona, że tej wojny nie było!
Ale ale ale mam jeszcze headcanon zupełnie prywatny, nieco paranoiczny, zbudowany w oparciu o koncepcję Wielkiej Wojny i piękno realizacji anime, które wspólnie tutaj oglądamy, bo, wierzcie mi lub nie, ale manga i gry są całkiem do rzeczy i atrakcyjne nie tylko w roli cuda na kiju. Headcanonu tego dopatrzyłam się w rysie na obrazie animowanego Pokeświata, jaką jest zakrzywiająca realia Liga. Otóż kiedyś objawiła mi się taka wizja, że anime jest propagandą, która ma motywować dzieciaki do trenowania pokemonów i instruować w zakresie szkolenia pokemonów na możliwie zabójcze bestie (no sorry, taki np. piorun kulisty JEST zabójczy), żeby byli z nich sensowni żołnierze. Takie coś jak w Izraelu, że żołnierzem jest każdy obywatel, a całkowita mobilizacja kraju trwa trzy godziny.
Zastanówmy się. Główny bohater jest sympatycznym, przeciętnie inteligentnym dzieckiem i pała dzikim entuzjazmem do wszystkiego: brutalne walki pokemonów, starcia z bandytami, drażnienie pokebogów, łażenie po jaskiniach i lasach, pływanie po oceanie na grzbiecie Laprasa, wsio rawno. Do tego rzuca motywującymi tekstami częściej niż Chodakowska, nigdy się nie poddaje, suma summarum wykazuje się wielką zaradnością, dąży do swoich celów za wszelką cenę i zawsze angażuje się w słuszne sprawy. Sympatyczne przesłanie, nie? Dołóżmy do tego łopatologiczne zapoznawanie z Pokeświatem - jego zagrożeniami (znaj swojego wroga!), geografią, możliwościami (cały panel naukowy), tradycjami, bogami.... Oraz szczegółowe instrukcje postępowania z pokemonami i trenowania ich na niebezpieczne bestie. Czy nie tak nie mógłby wyglądać instruktaż bawiąc, uczyć, ucząc, bawić?


***

Sala w Marmorii jest toporna i majestatyczna w socrealistycznym stylu. Marmoria w ogóle wygląda jak zaniedbane, podupadłe miasto przemysłowe.
Sala w Marmorii w środku jest ascetyczna. Słabo oszlifowana kamienna posadzka, kamienne kolumny, kamienne wszystko, dla ozdoby kamienie, ciemno wszędzie, głucho wszędzie. Do tego reflektory, instalacja przeciwpożarowa czy inne wyposażenie sali wyglądają tandetnie.
Brock fhtagn-nagh. Jeżeli ojciec ni uprzedził go wcześniej o wizycie Asha, to to jest dziwne.
- Jestem Ash Ketchum z Alabastii, wyzywam się!
- To twój pierwszy ligowy mecz? - Brock protekcjonalny ton Brocka zbija Asha z pantałyku. W angielskiej wersji językowej Brock wypowiadający te kwestie jest wredny, w polskiej jakiś smutny i, że tak pojadę tematycznie porównaniami, kamiennie poważny i zimny jak głaz. - Mecze ligowe różnią się od innych walk. Są autoryzowane przez Ligę Pokemon. Obowiązują tu specjalne reguły.
- Yyy... Co masz na myśli, mówiąc "specjalne reguły"? - Ash już minę ma nietęgą, a nuż w walkach ligowych jest więcej filozofii niż to jest deska do rżnięcia i deskę się rżnie?
- Dwa pokemony każdy, zrozumiałeś?
(Uff, jednak nie!)
- Jak długo jesteś z tym pokemonem? - Brock wstał i wskazał na Pikachu.
- Około dwóch tygodni?
 - Tak, twój Pikachu jest wciąż jest słodki i rozkoszny. Nie ma prawa wygrać. - Tak, Brock wjechał mu jeszcze na prywatę, chyba tylko na wypadek, gdyby do tej pory Ash nie nabawił się traumy po pierwszym spotkaniu z jakimkolwiek liderem.
 Następnie dowiadujemy się, że lider stadionu musi przyjmować każde wyzwanie. Ze ścian po obu stronach sali wyjeżdża kamienne pole, o mało nie miażdżąc Asha (s e r i o, nie hiperbolizuję, uniknął tego losu dosłownie w ostatniej chwili), i walka może się zacząć.
Jakkolwiek na myśl o walce, która jest jego żywiołem, Ash momentalnie otrząsnął się po kuble zimnej wody, już minutę później sprawy wzięły w łeb. Pikachu versus Onix. Onix, czyli wielki, kamienny wąż. Poirytowany, zblazowany i w tym bezlitosny jak jego trener. Onix owinął się wokół praktycznie bezbronnego Pikachu - niewrażliwy na elektryczne ataki - i ściskał wrzeszczącego z bólu pokemona.
- Odwołaj go! 
- Czy się poddajesz?! - zapytał Brock przyglądający się temu obojętnie z założonymi rękami.
I Ash z niemałym trudem się poddał.

***

Flint jest ciekawą osobą. Stał pod swoim niegdysiejszym stadionem, żeby dowiedzieć się, jak poszła Ashowi walka z jego synem i gdy ujrzał, jak chłopak wraca z nieprzytomnym Pikachu, spuszczoną głową i wyraźnie przetrąconą osobowością, zaprowadził go do swojej chaty na herbatę.
Załamany Ash mu lamencił, że nigdy nie pokona Brocka. Malowniczo zachodziło słońce.
- Brock jest bardzo dobry. Mógłby zajść o wiele dalej niż po prostu być lokalnym liderem - rzekł Flint ciepło a w zadumie.
- Tak, ale... Dlaczego nigdy nie spróbował swoich sił w lidze?
"Ma swoje powody...", odpowiedział Flint tajemniczo i pokazał Ashowi sekret, który ja udokumentowałam na pierwszym screenie - Brock ma dziewięcioro młodszego rodzeństwa i sam zajmuje się zarówno nimi, jak i domem.
- Czy Brock nie ma mamy ani taty? - zapytał Ash, gdy po zmierzchu szli z Flintem ulicą w centrum miasta. Historia Brocka go przybiła i ujrzał w nim trochę innego człowieka.
- Jego bezwartościowy ojciec opuścił rodzinę, żeby zostać trenerem pokemon i nie usłyszeli o nim już więcej. - Flint nosi przebranie, nie patrzy Ashowi w oczy i mówi spokojnie.
A potem Flint powiedział, że Brock ma dziesięcioro młodszego rodzeństwa do opieki, tymczasem dziesięć jest ich zusammen z Brockiem. Freudowskie przejęzyczenie czy facet sam już nie wie, ile sztuk spłodził?
A już w ogóle w międzyczasie to po japońsku powiedział, że matka Brocka odeszła, zaś po angielsku obwieścił, że zmarła. Bądź tu człowieku mądry. Ale tak naprawdę matka Brocka żyje.

Rozmowa zeszła na pojedynek z Brockiem. W Asha wstąpiły nowe siły i zwątpienie w siebie ustąpiło pod pełnym dzikiej determinacji "gdybym tylko Pikachu miał więcej mocy". I Flint pomógł Ashowi po raz kolejny. Za propozycją Flinta kryła się opuszczona elektrownia rzeczna, do której można by Pikachu podłączyć i naładować mocą, żeby mocy miał więcej niż bardzo mnóstwo. Nawiasem mówiąc, zakładam, że jako były lider stadionu kamienia wiedział, gdzie kończą się możliwości, a zaczyna zbędna fatyga.
 Ale był problem. Rzeka wyschła.
Więc podłączyli Pikachu do elektrowni jak pierwotna idea zakładała, zaś Ash udawał, że jest rzeką i napędzał koło elektrowni siłą własnych nóg.

Aha, odwiedziła ich sfoszona Misty i ponowiła złożoną już wcześniej propozycję, że jak Ash będzie dla niej miły, to ona pomoże mu pokonać Brocka i tak będzie prościej, lepiej, przyjemniej. Ash oczywiście tę propozycję odrzucił. Oboje wrócili do swoich zadań, to znaczy Misty foszyła się dalej na ustroniu, Ash ganiał po kole młyńskim ładując Pikachu. Podziwiam Asha, że się nie zabił.

Pikachu osiągnął zaproponowane przez elektrownię maksimum energii. Doszło do spięcia/eksplozji/nie wiem co to było, ale wyglądało osomnie.

***

Następnego dnia Ash znowu przestąpił próg marmorskiego stadionu. 
- Wróciłeś? - zapytał Brock z niedowierzaniem.

Do pierwszej walki Brock wystawił Geodude, z kolei Ash nie popisał się rozumem i wystawił Pidgeotto.  Walka była tyleż krótka, co żenująca i po minie Asha wnioskuję, że pora na wyciągnięcie asa z rękawa nadeszła szybciej, niż przewidywał.
Nie wiem no, może Ash rozumuje, że Pidgeotto to duży ptak, więc na pewno sobie poradzi?

Podładowany Pikachu zwęglił Geodude piorunem, Geodude został uznany za nienadającego się do walki.
Wszyscy w podstawówce się uczymy, jakim cudownym wynalazkiem był piorunochron oprowadzający wyładowania elektryczne do ziemi, nie? Ponadto grze jest coś takiego jak battle properties i dla typu elektrycznego w starciu z typem ziemnym, którego reprezentantami są Geodude (ziemia/kamień) i Onix (kamień/ziemia), mają się one nader niekorzystnie. A wcześniej elektryczne ataki Pikachu były niewrażliwe na Onixa. Nasuwa się więc pytanie JAK.
Uderzenia pioruna potrafią rozsadzić mur lub skały - dzieje się to w sposób podobny do rozsadzenia drzewa, przez odparowanie wilgoci w kanale przewodnictwa.(...) W tym przypadku skała powinna być dosyć porowata i wilgotna, lub posiadać szczelinę z wilgocią wewnątrz. Prąd przepływający porami lub szczeliną ogrzeje wodę a para rozsadzi skałę. W przeciwnym razie, zwłaszcza dla skał twardych, ładunek spłynie po powierzchni i śladu nie zostawi, najwyżej miejscami pojawi się szklista warstewka.
Uderzenie w ziemię może odrzucić luźne grudy na powierzchni, w przypadku uderzenia w torf może dojść do wypalenia wąskiej jamy i do powstania pożaru złoża. (...) W gruntach piaszczystych piorun może utworzyć fulguryt, czyli szkło piorunowe. Najczęściej wygląda jak korzeń z odgałęzieniami, utworzony ze szkliwa pokrytego przytopionym piaskiem, zagrzebany w ziemi. W przypadku łąki tam gdzie po ziemi poszły iskry pioruna możliwe jest wypalenie śladu w warstwie próchnicy na wierzchu.
(a wyjaśnił mi to autor tego bloga, zakładam, że Się Zna.)
Naprawdę podoba mi się takie rozwiązanie. Przesłanie: chcieć to znaczy móc, trening popłaca.

Jak się pewnie domyślacie, przyszła kolej Onixa; tu nawet extra naładowana moc Pikachu nie zapobiegła powtórce z rozrywki. Pioruny latały w tą i w tamtą, ale na nic to, gad nawet nie poczuł.
Natomiast Brock po pierwszej przegranej chyba wreszcie dostrzegł w Ashu człowieka, a że jest z natury czuły, to wycofał Onixa. ("Chcę doprowadzić ten mecz do końca." - "Nie, to nie ma sensu, naprawdę nie chcę skrzywdzić twojego pokemona.")
Wtedy nastał niespodziewany zwrot akcji - wyładowania może i były nieskuteczne na Onixa, ale system ochrony przeciwpożarowej był mniej odporny. Pole walki oraz Onix pokryły się obfitymi strumieniami wody. Proszę, podumajmy wspólnie nad obligatoryjnym montowania ochrony przeciwpożarowej w sali kamiennej od podłogi do sufitu. 
Impas przerwała Misty, czujnym okiem obserwująca potyczkę z balkonu.
- Ash! Woda przewodzi prąd! 
Ash zrozumiał, wykorzystał okazję, Onix poczuł, co znaczy trening na elektrowni rzecznej.
Sytuacja była niejasna już wówczas, gdy Ash zaatakował po tym, jak Brock wycofał Onixa. Asha oblazł wszystek młodszego rodzeństwa, żeby powstrzymać go od dalszego ranienia ukochanego pokemona ich brata (well, Brock może dusić pokemony wyzywających go trenerów, w drugą stronę nie działa?), co zostało podane w uroczo żenującej scenie, jak Ash z zamkniętymi oczami wygłasza pompatyczną przemowę, że nie może dalej walczyć, bo metaforycznie powstrzymuje go miłość sióstr i braci Brocka, niemal czuje ich ręce ("Ash, myślę, że powinieneś otworzyć oczy" - Misty nie wytrzymała); pod ich wpływem Ash uznaje swoją porażkę, kończy mecz i zbiera manatki. 
Brock: wtf ten mecz jest już skończony.
Misty: jezusmaria, wygrałeś szczęśliwym trafem, ale też chcesz być nice guyem...

***

 - Zapomniałeś odznaki! - Ash usłyszał głos za nim. Szedł już drogą ku kolejnemu miastu i zziajany Brock ledwo go dogonił. - Pokonałeś mnie. Weź. Pokonałeś mnie pomimo przewagi typu po mojej stronie.
Brock odwraca się w stronę tafli krystalicznie czystej wody lśniącej w świetle poranka, rozpościera ramiona w geście afirmującym świat i oznajmia, że tak naprawdę to jest tym liderem, bo jest, ale Ma Marzenie, chciałby być najlepszym na świecie hodowcą pokemonów. Niestety tego marzenia nie spełni, bo musi zostać tu i opiekować się rodzeństwem, ale może Ash wypełni za niego rolę jego marzeń?
Gdy już doszli do consensusu, pojawił się Flint. 
- Brock. Spełniaj swoje marzenia.
Zdjął przebranie brodatego żula i przyznał się przed Brockiem do tchórzostwa ("nie udało mi się zostać wielkim trenerem, a było mi stanąć przed rodziną") i porażek. Na odchodne Brock zasypał go listą obowiązków domowych i wskazówek, jak postępować z każdym z dziewięciu dzieciaków. 

Przesłanie z chińskiej bajki: płeć menska od prac domowych nie umiera.

 Skończyło się dobrze. Gdyby ktoś był ciekawy dalszych losów Flinta, jego rodziny i stadionu w Marmorii lub chciałby poznać jego żonę, serdecznie zapraszam na ten odcinek: https://www.youtube.com/watch?v=DmHTsNrHLaE

Na koniec pozwolę sobie wczuć się w pokemonowego narratora i powiem wam, że Ash zyskał wiernego przyjaciela i towarzysza podróży.

***

Co można zrobić z czasem antenowym, sprytny trick numer 2: gdy jesteśmy bardzo zadowoleni z efektu pracy, ale wyszło o kilkanaście sekund za dużo, na te ostatnie sekundy można zatrzymać ostatni kadr i bez wyraźnego powodu obudować go ramką TO BE CONTINUED. Na pewno nikt nie zauważy, że to prowizorka, jeżeli taka ramka będzie pojawiać się tylko w niektórych odcinkach.

***

Kto nie widział, musi obejrzeć.

niedziela, 1 marca 2015

EP004: Challenge Of The Samurai #Indigo League


Dzisiejszy odcinek, zaryzykuję, jest wręcz kultowy. Znaczy w sumie to nie wiem, czy jest tak w istocie, ale relatywnie często wśród związanych z "Pokemonami" wspomnień z dzieciństwa znajduje się walka Metapodów. Ja zaś wspominam cały ten odcinek jako radosny, miałam go na kasecie i katowałam przynajmniej do końca podstawówki. Wczoraj włączyłam go po raz pierwszy w oryginalnej wersji językowej, nastawiona na dobrą zabawę, i zaprawdę powiadam wam, wielkie było moje rozczarowanie. Przyznaję, że jeszcze dwa tygodnie temu traktowałam polski dubbing jak ciekawostkę.


Tu oglądamy po angielsku http://pokemonepisode.org/episode-4-challenge-of-the-samurai/ i tu oglądamy po polsku http://seansik.tv/act/watch/id/13189/episode/32369 ale dzisiaj zdecydowanie wygrywa wersja polska. Tłumaczenie po części oficjalne, po części moje.
Niedługo wzbogacimy też repertuar o wersję japońską!


http://jedart.blogspot.com/



Zacznijmy może od fabuły, albowiem fabuły tu jest mało.

Albo nie, zacznijmy od przemowy narratora. Gdy tego słucham, to aż zastanawiam się, czy ja i narrator widzieliśmy to samo.
„Ta przygoda zaczęła się tak: Ash, nasz bohater z Alabastii, wybrał Pikachu, pokemona, który nie jest zbyt przerażający dla początkującego trenera” – narrator komentuje ciągnięcie skrajnie niezadowolonego Pikachu na sznurze.
Przedmowa zdradza też wysoki kunszt polskiego przekładu: „To niesławny Zespół R. Zaatakował Centrum Pokemon wraz z kotem/who attacked with Meowth the Pokemon Centre".Tak.

Teraz fabuła.
Ash, Misty i Pikachu lezą przez Wertański Las, niestety narrator do tej pory nie podzielił się wiedzą dlaczego i dokąd, mimo że miał ku temu wiele okazji w trwającym bite dwie minuty streszczeniu poprzednich trzech odcinków. Kolejna pokemonowa dżdżownica zakochała się w Misty, na nieszczęście bohaterów – Weedle. Weedle jest słodkim pokemonem z trującym żądłem na głowie („Mmm, żądło! To jest dopiero pomysł…!” – zachwyca się Ash z miną i tonem szalonego wizjonera), który podobnie jak Caterpie ewoluuje w kokon, który w przeciwieństwie do kokonu wyewoluowanego z Caterpie nie ewoluuje w nic przyjaznego. Ash postanawia złapać Weedle’a, bo czemu nie. Tą razą, choć w ostatniej chwili, przypomina sobie o konieczności stoczenia walki. Wybiera Pidgeotto. Misty ma dosyć robali, dosyć zachwyconego robalami Asha i lezie dalej przez Wertański Las w samotności. Lezie, lezie, lezie, narzeka, aż WTEM! atakuje ją samuraj z kataną.
Serio. Samuraj przedstawia się jako samuraj, ma samurajski hełm i resztę wdzianka, chyba nie jest jeszcze nawet nastolatkiem („what a weird kid…” – podsumowuje go Misty) i oprócz katany nosi siatkę na motyle. Ponadto później dowiadujemy się, że mieszka SAM w chacie W ŚRODKU LASU. Owszem, dziwne dziecko.
Samuraj zapytaje Misty, czy nie jest ona może trenerem z Alabastii, a jak się okazuje, że nie jest, przestrzega ją przed ściągnięciem wrzaskiem stada Beedrilli i wraca do poszukiwań trenera z Alabastii. Tak się szczęśliwie składa, że trenerem z Alabastii jest Ash, akurat zamierzający przystąpić do złapania Weedle’a w momencie, w którym Samuraj przystawił mu katanę do gardła. Nasz młody trener po kilku dniach podróży jest już wrażliwy na kradzieże pokemonów i złodziei o groteskowej prezencji, więc z miejsca uznaje Samuraja za takie właśnie zjawisko. Ale Samuraj nie jest złodziejem. Samuraj jest samurajem i chce walki pokemon z czwartym trenerem z Alabastii. W Wertańskim Lesie bowiem byli już trzej rywale Asha, Samuraj stoczył trzy porywające pojedynki i trzy razy przegrał, odbierając cenną lekcję od każdego z trenerów.

Samuraj taki poważny, taki groźny samuraj.
Btw 1, tak sobie teraz myślę, że wysyłanie dziesięciolatków z pokedeksem nawet nie jest aż tak głupie – zdaje się, że instrukcje i wiedza dawane przez pokedex pozwalają zdobyć wszystkie umiejętności potrzebne do przetrwania w tym świecie. Nadal otwartą kwestią jest pytanie o przyczynę i cel tej polityki.
Myślę też, że rocznik Asha jest jednym z pierwszych objętych jakimś programem państwowym kształcenia trenerów. Rozdawanie starterów i pokedeksów jest w anime, inaczej niż w mandze i grach, ujęte w ramy instytucjonalne. Samuraj zdaje się jednak o tym nie wiedzieć.

Walka Asha z Samurajem jest walką ze wszech miar epicką i kultową, zwłaszcza druga runda, tę prześledzimy uważnie. Do pierwszej rundy Ash wystawia zmęczone Pidgeotto (Misty i Samuraj uświadamiają trenera, że pokemony się męczą i między walkami muszą odpoczywać; Samuraj dogaduje Ashowi, raniąc jego ego.) Noale. Pidgeotto żywi się robakami. Pinsir wprawdzie gatunkowo jest robakiem, lecz wszystko wygląda na to, że Pinsiry żywią się Pidgeotto. Pinsir jest wielkim kleszczopodobnym robakiem z wielkimi kolczastymi szczypcami, potrafi rozproszyć piaskową burzę i powalić ptaszystko jednym pchnięciem. 
Ash wycofuje Pidgeotto i wystawia Metapoda. Mimo początkowych obaw Asha i w ogóle wszystkich (przy czym bardziej "w ogóle wszystkich" niż Asha, ponieważ chłopak jest myślą nie skażony), Pinsir nie rozgniata Metapoda na miazgę. Ash nakazał Metapodowi "być twardym/harden", Metapod na to hasło momentalnie osiągnął kamienną twardość i Pinsir miast go uszkodzić, skruszył kolce swych szczypców na kamiennie twardym Metapodzie. (Swoją drogą ciekawe, czy kolce mogą odrosnąć i czy Samuraj pójdzie do Centrum Pokemon po jakąś kuracjo-rehabilitację dla Pinsira, albowiem Samuraj sprawia wrażenie unikającego cywilizacji.) Jakkolwiek Metapod jest ogólne bezużytecznym kokonem, to, chciałoby się powiedzieć, jest przynajmniej na tyle zajebisty, coby twardnieć na zawołanie.

"Metapod, bądź twardy jak on!!!" - "Maximum twardości, Metapod!"
Notabene, lubię Pinsiry.

Z niezrozumiałych dla mnie względów kamera nie jest wierna emocjonującemu starciu bajecznie twardych Metapodów i zdradza je z Zespołem R. Zespół R lezie przez Wertański Las w czołgu. Uściślając, ludzka część Zespołu R lezie w… a może nie będę spoilerować?… lezie w czołgu na ramionach, Meowth leży na czołgu. Dochodzi do takiego dialogu:
- Meowth, co ty robisz tam na górze?!
- Jestem obserwatorem – wyjaśnia spokojnie Meowth, układając się wygodniej.

Emocjonujące starcie pozostaje nierozstrzygnięte. Bitwę przerywa przybycie roju Beedrilli. Niezłapany Weedle poskarżył się swoim. Beedrille nie atakują bohaterów, acz porywają Metapoda Asha (zemsta?) – Samuraj wycofał swojego, gdy tylko zauważył niebezpieczeństwo.

Nie do końca łapię, co się dzieje potem, tzn. na pewno ganiali po lesie z Beedrillami, ale przez nader dynamiczny montaż umykają mi nieistotne szczegóły typu kto gonił kogo, dlaczego Ash i Misty uciekli z pustej polany i kiedy dołączyli do Samuraja.
Anyway, gdy postanowili dać nura w krzaki, objawiło się ich oczom drzewo z ogromnym skupiskiem Kakunów. Kakuny to faza przejściowa między Weedle'em a Beedrillem. Według pokedeksu pokemony te są nieaktywne, dopóki nie wyklują się z nich Beedrille. Nasza trójka niestety nie mogła kontemplować tego niezwykłego widoku w odpowiedniej ciszy, gdyż, co rzecz jasna wzbudziło emocje Asha, między Kakunami leżał porwany Metapod.

***

Pokedex mówi, że Kakuny są nieaktywne. Rzeczywistość wprowadza erratę "dopóki nie usłyszą głosu  wroga". Wówczas wykluwają się z nich Beedrille.
Trochę z deszczu pod rynnę.
Bohaterowie pognali do chaty Samuraja ile tchu w piersiach, zaś Beedrille wręcz odprowadziły ich do samych drzwi, przebijając żądłami bale.

***

Gdy już dzieciaki ukryły się bezpiecznie w chacie, Samuraj wygarnia Ashowi prawdę, mówiąc mu prosto w twarz, że chłopak jest nieodpowiedzialny ("pozwoliłeś uciec Weedle'owi, to mogło kosztować nas życie") i nie dba o swoje pokemony ("odszczekam tego nowicjusza - ponieważ nawet nowicjusz nie zostawi swojego pokemona, skazując go na śmierć") oraz że w porównaniu z pozostałymi trenerami z Alabastii jest jakimś nieporozumieniem; prawda kole w oczy.

Nazajutrz rankiem Ash targan wyrzutami sumienia wobec Metapoda idzie do kakuniego drzewa odbijać swojego pokemona. Zakrada się cicho do drzewa. Wówczas znienacka ujawnia się Zespół R z nieodłącznym mottem i niepomny ryzyka, ignorujący ostrzeżenia Asha, doprowadza show do końca. Beedrille oczywiście się budzą, oczywiście rzucają się do ataku, a cały misterny brak planu trafił szlag.
Ash brawurowo uchylił się przed szeregiem żądeł i pobiegł ratować Metapoda, Zespół R lecącą w ich kierunku ścianą pszczół się nieco zmartwił, lecz bynajmniej nie przejął, bo przecież mają czołg. "Warto było taszczyć go tutaj", rzekł James.

Czas na wielkie pięć minut dla czołgu. W "Kubusiu Puchatku" jest taka scena, jak Kubuś Puchatek, aby niepostrzeżenie ukraść pszczołom miód, udawał chmurkę. Miś o bardzo małym rozumku wspinał się na drzewo z niebieskim balonikiem w łapce, asekurowany z ziemi przez Krzysia, który chodził z rozpostartym parasolem i zastanawiał się głośno, czy z tej chmurki koło drzewa to nie będzie deszczu aby - lecz wróg był sprytniejszy od Kubusia Puchatka i rozpracował ten kamuflaż. No i identycznie było z tym czołgiem - jak Weedle odkryły, że był z papieru, ergo jadalny?
Btw 2, strasznie podoba mi się to, że Jessie i James (i uczący się od nich człowieczeństwa Meowth) są konsekwentnie pokazywani jako ludzie ewidentnie niespełna rozumu, wręcz prawdziwe kuriozum - absolutnie nie jako rzekomi profesjonaliści, którzy dorabiają jako Elementu Komicznego, gdy twórca ma takie widzimisię. Pomijając już czołg, przepięknie jest to pokazane w scenie recytowania motta w pobliżu śpiącego roju krwiożerczych pszczół. Okazuje się bowiem, że motto nie jest odpowiednikiem transformacji magical girls, lecz cały ten kabaret z układem, fajerwerkami i wystudiowaną grą aktorską Zespół R w upojeniu sobą każdorazowo odstawia na żywo. A ponieważ "te dwie niecnoty to kłopoty", w razie sprowokowania prawdziwych kłopotów TAK MIAŁO BYĆ.

W międzyczasie gdy Beedrille skupiły się na Zespole R, Metapod znalazł się w ramionach Asha; wpierw Ash zaproponował mu powrót do pokeballa, czego pokemon odmówił.
- Nie mogę cię zostawić, Metapod. Spróbuję odwrócić ich uwagę. To wszystko wina Samuraja... - W tym momencie Ash się potknął, pokemon wypadł mu z rąk i potoczył się kilka metrów dalej. - Nie. To nie jest wina Samuraja. To moja wina. Gdybym był lepszym trenerem, nie doszłoby do takiego wypadku. Przysięgam, że od teraz nigdy nie opuszczę przyjaciół.
Ash chyba płacze, Metapod chyba też płacze. Ash znowu bierze go na ręce.
- Nigdy więcej.
Wtedy nadleciał ku nim pojedynczy Beedrill i Metapod wyrwał się z rąk swojego trenera prosto na parę trujących żądeł, być może ratując Ashowi życie.
 Z przedziurawionego kokonu wykluł się Butterfree i jako piękny motylek uratował dzień, usypiając brzydkie pszczoły usypiającym proszkiem i wszystko skończyło się dobrze. Samuraj docenił Asha ("w porównaniu z tobą ja jestem nowicjuszem"), następnie z jego pomocą Ash i Misty wreszcie wyleźli z lasu i kamera pożegnała ich stojących na drodze ku Marmorii (Pewter City).
Będę się upierać, że w "Pokemonach" istnieje jakiś rozwój postaci. 

My zaś skończyliśmy odcinek w towarzystwie Zespołu R i łypiących podejrzliwie Kakun. Zespół R nie błysnął udanie.
"You have any more bright ideas?" "Well, unlike you I have some ideas."

Btw 3, pokemony ewoluują w różny sposób, na ogół albo zmieniając się w inny organizm, albo tworząc "nową jakość" po połączeniu się z jakimś przedmiotem. Pokemony wyklute z Kakun i Metapodów zaś od razu porzucają dawną skorupę. Jest to interesujące o tyle, że w Hoenn żyje Shedinja: Shedinja is a Pokémon based on a cicada's shed exoskeleton. Its body is completely hollow and dark, as it possesses no internal organs. Taka tam ciekawostka.

***

Wiem, że teraz cieszę się z małych rzeczy, jednak mam w sobie nieodpartą chęć udowodnienia światu, że coś w Pokemonach trzyma się kupy.

Chciałabym zwrócić wam uwagę na realizm. Nie, nie przewidziało wam się, naprawdę napisałam „realizm”. Mimo że anime jest dziwne co do treści i nakręcone bez dwóch zdań surrealistycznie, jest też, w ramach konwencji, diabelnie realistyczne pod wieloma względami. Postawię śmiałą tezę, że (oczywiście poza z góry skazanymi na niepowodzenie planami Zespołu R oraz pewną przeżywalnością głównych bohaterów) imperatyw narracyjny w Indigo League nie występuje; jakkolwiek widzę „sznyt symbolizmu”, że tak się sama zacytuję, bieg wydarzeń jest wypadkową możliwości oferowanych przez uniwersum, charakterów i starań bohaterów oraz położenia, w jakim się znaleźli.
Uważam, że bohaterowie mają prawo być idiotami, mają prawo popełniać błędy, zachowywać się nieracjonalnie, panikować i nie być wszechwiedzący, krótko mówiąc mieć swoje ograniczenia. Nie mam z tym żadnego problemu, dopóki autorzy nie próbują mi wmówić czegoś innego lub nie sięgają po imperatyw narracyjny, a autorzy "Pokemonów" są pod tym względem czyści (i chyba też dobrze bawią się przy scenariuszu).

A piszę to wszystko teraz, gdyż ponieważ bo znalazłam na yt coś takiego: https://www.youtube.com/watch?v=oqnbqCYwb1I i pragnę powiedzieć, jak bardzo się z autorem nie zgadzam. Programowo protestuję przeciw krytykowaniu "Pokemonów" z punktu łaaaa, takie dziecinne, takie nielogiczne, ja bym się zachował inaczej i nakręcił to lepiej! Ludzie, zaprawdę powiadam wam, nie dyskutujcie z faktami, odbieracie sobie wiele wzruszeń i dobrej zabawy z takim podejściem.
- Youtuber czepia się, że Metapod ma tylko jeden ruch, a Samuraj komentuje "sprytne, całkiem sprytne", gdy Metapod Asha w twardości znosi atak Pinsira. Chalo, Samuraj wcześniej mówił "patrz, jak mój Pinsir miażdży twojego Metapoda na pół", chalo, Samuraj za Chiny Ludowe nie popisał się inteligencją, chalo, z jego punktu widzenia to MOŻE być sprytne, bo takiego biegu wydarzeń nie przewidział. 
- Youtuber czepia się, że Zespół R ma czołg wykonany z kartonu. Pal diabli, że anime chwilę później piętnuje całą głupotę ich pomysłu.
- Youtuber czepia się, że promień z pokeballa uderza w drzewo jak w twardy przedmiot. Chalo, youtuberze, co ty wiesz o pokemonowej fizyce? Bo ja nic, kanon nigdzie nie podejmuje tematu, zatem nie masz żadnych podstaw, by się czepiać.
- Youtuber czepia się, że Beedrille są niewiadomojak bardzo duże. Bzdura. Przecież wiadomo, jak bardzo duże są, otóż są duże niemalże jak dziesięcioletnie dziecko jest duże, i co więcej są tak bardzo duże przez całą serię.
- Youtuber czepia się, że Samuraj, uciekając przed Beedrillami do swojej chaty, skręcił w lewo, zamiast w prawo. Chalo yotuberze, ile razy biegłeś po lesie goniony przez całe stado czegoś, co realnie może cię zabić?
- Youtuber czepia się, że Beedrille są zabójcze, a dzieci wcześniej chodziły po lesie i żyją. Samuraj wyraźnie i wielokrotnie ostrzegał przed niebezpieczeństwem, chalo, zagrożenie nie jest bagatelizowane. Jest też jasno powiedziane, że Beedrille obrały sobie bohaterów za cel, ponieważ Ash próbował złapać Weedle'a, chalo.
- Youtuber czepia się, że Ash niesie Metapoda na rękach, "Czy Ash ma coś przeciwko używaniu pokeballa?" - no ma, youtuberze, to już widzieliśmy w poprzednim odcinku. Poza tym dla jego pierwszego pokemona przebywanie w pokeballu jest dyskomfortem, zatem nie dziwi mnie, że niezbyt rozgarnięty początkujący trener z automatu uznał, że wszystkie pokemony tego nie lubią. Chalo.
Tłumaczę. To jest obecnie niewiadomoco, ale później zostanie nazwane water pulse. Poza tym wspomnienia Samuraja są ogólnie podkoloryzowane.
Youtuber mię zdenerwował.

***

Polska wersja językowa… Polska wersja językowa jest po prostu piękna niezwykle.
Nie wiem, jak telewizja polska to zrobiła, ale udało im się napisać ogólnie lepsze dialogi, zachować sens wszystkich angielskich wypowiedzi, zgrabnie przetłumaczyć kilka nazw, podnieść absurd kreskówki do czwartej potęgi, zmasakrować wszystkie oryginalne żarty bardziej niż Korwin lewaków, znaleźć szczerze zaangażowanych aktorów oraz szczerze niezaangażowanego narratora, wyciągnąć z postaci maksimum charakteru, zachować żelazną konsekwencję w niekonsekwencji. I to wszystko, imaginujcie sobie, JEDNOCZEŚNIE.

 Zresztą Nefariel w komciu pod EP003 idealnie uchwyciła urok polskiego dubbingu: "Nieudolne tłumaczenie żartów, które były śmieszne prawdopodobnie tylko po japońsku (albo i to nie) oraz niezdecydowanie, jak wymawia się i odmienia nazwy własne, osobiście uważam za zjawiska absolutnie przesłodkie. No i zdaje mi się, że na poziomie aktorskim jest jednak lepszy od angielskiego, ale może to kwestia przyzwyczajenia."

Największe cuda z tego odcinka:
1. Tłumacze za punkt honoru przyjęli dosłowne tłumaczenie wszystkich gier słownych, rymów itp.
 "Have no fear, Ash is here" - rzecze Ash do Misty uciekającej od Weedle'a. "Po co gnasz, jest tu Ash"

"Maybe you saw a Cowterpie"? Ru-ru-rurkowce podpowiadają: "Może widziałaś... Krowęterpie?!"
2. Wymowa nazw własnych jest niepowtarzalna. Na szczęście (nie mogę się teraz doguglać do propozycji nazw polskich, ale wierzajcie, spotkało nas naprawdę wielkie szczęście) nie poszliśmy w ślady Niemców i Francuzów i zachowaliśmy nazwy angielskie.
Kakuna to po angielsku kakuna, po polsku kokun.

 ***

Kto nie widział, musi obejrzeć.

sobota, 14 lutego 2015

EP003: Ash Catches a Pokemon #Indigo League


Dzisiejszy odcinek aż prosi się o miano fillera, jednak imho filler jest w odniesieniu do pokemonowego anime terminem nieadekwatnym. Wikipedia (oficjalnie oświadczam, że publikowana tutaj analiza „Pokemonów” jest pracą poważną, więc niech nie dziwią was poważne, naukowe źródła jak niniejsze) definiuje „filler” jako:
a) w telewizji materiał o mniejszym znaczeniu, mający „wypełnić” pewną ilość czasu antenowego;
b) w przypadku serii opartej na materiale źródłowym, np. mandze, fillerem nazywany jest odcinek, który nie został stworzony na podstawie materiału źródłowego.
Nope, nope, nope. Ad a: w tym anime z definicji nie występuje coś takiego jak „materiał o mniejszym znaczeniu” (jakkolwiek można wskazać kilka kamieni milowych serii), zaś atrakcyjność odcinka jest współczynnikiem autonomicznym wobec linii fabularnej i zależym po prostu od realizacji. Ad b: pokemonowe anime jest luźno związane z innymi mediami i IMHO traktowanie go jako ekranizacji (gry czy mangi?) jest drogą donikąd.
Wybrnijmy z tych dywagacji medioznawczych stwierdzeniem, że w dzisiejszym odcinku dzieje się ważnie, ale mało.

Oglądamy po angielsku. Tłumaczenia są autorskie i wierne co do sensu. Autorka bloga ostrzega, że czasem może nie zrozumieć jakiejś wypowiedzi, bo nie zna angielskiego jakoś bardzo dobrze. https://www.youtube.com/watch?v=5KLeDo5GXCs

Odcinek zaczyna się końcówką poprzedniego i rozwiązaniem zagadki spędzającej sen z powiek. Tak, ale „Pokemony” sięgają po ten stary jak świat numer w brawurowym stylu.
Powiedzieć bowiem z o zagadce z poprzedniego odcinka, że jest tylko spędzająca sen z powiek, to zdecydowanie za mało. Zagadka jest oszałamiająca, wstrząsająca, nicująca na wylot. To najbardziej emocjonujący cliffhanger w dziejach kina.

Czy Ash złapał Caterpie?

Napięcie rośnie. Ash na Kolorowym Tle Chwały mierzy nieruchomy cel wzrokiem i pewnym ruchem ciska w nań pokeball. Pokeball leci w slow motion, napięcie wciąż rośnie. Pokeball dotyka czoła -  nie godzi się łapać pierwszego pokemona bez klasy - Caterpie staje się czarną figurę na białym tle, ujęcie puszczone trzy razy pod rząd. Caterpie w ostatnich chwilach wolności wrzeszczy jak dziecko w kąpieli. Pokeball robi gib-gib, cisza pełna oczekiwania. Gib-gib.

*fanfary*
Radość naszego młodego trenera jest wielka jak Czomolungma i jasna jak szafir Wielkiego Mongoła.
Misty przygląda się temu zdegustowana i ja jej się nie dziwię, szczerze powiedziawszy. Raz, że też nie lubię robali i nie chciałabym spotkać na żywo dżdżownicy wielkości przedramienia. Dwa, że Caterpie jest pokemonem pospolitym, bezużytecznym i słabym, więc pierwszy poczyniony przez Asha krok do zostania Mistrzem Pokemon jest cokolwiek kontrowersyjny.
Na dobór złego Caterpie pokochał Misty miłością szaloną i szczerą. Misty klaruje Ashowi, że nienawidzi marchewek, nienawidzi pieprzu, nienawidzi robaków i nie chce mieć z tymi rzeczami nic wspólnego never ever, Ash odpowiada „lubię pieprz, lubię marchewkę i lubię robaki, ale nie lubię sposobu, w jaki traktujesz Caterpie” i rozwiązuje problem, oświadczając, że od tej pory idą bez Misty. Na to dziewczyna się nie zgadza i idzie za Ashem, mamrocząc „mój rower”.
Jest w Ashu coś rozczulającego do granic. On nawet w mizernym robaku widzi stworzenie Boże pokemona.


Pora na sen. Bohaterowie palą ognisko z gałęzi. Badacze świata Pokemon niech zanotują, że drzewa z lasu definitywnie nie są pokemonami.
Następna scena jest dziwna. Ludzie wpełzają do śpiworów i oddają się objęciom snu, Pikachu i Caterpie zaś siedzą na pieńku, gapią się w księżyc i konwersują po pokemonowemu. Trwa to PÓŁTOREJ MINUTY, mnie gdzieś w połowie ogarnia zwątpienie, ratunku, co ja oglądam…?
Anyway. O ile coś z tego rozumiem, konwersacja jest wprowadzeniem do zagadnienia ewolucji. Pokemony bowiem ewoluują w ramach jednej linii ewolucyjnej, czyli że stworzenie narodzone jako Caterpie któregoś dnia stanie się Metapodem, Metapod dokona żywota w istocie Butterfree. Temat rozmowy wywnioskowałam zaś po cudownym Butterfree przelatującym na tle księżycowej pełni, odbitej w gigantycznych oczach marzącego Caterpie.

***

Ash zauważa w leśnej gęstwinie Pidgeotto, następne ewolucyjne stadium Pidgeya, które przypomina mu o nieudanej próbie złapania Pidgeya własnymi siłami tuż po wyruszeniu z Alabastii. Jak pewnie pamiętacie, nauczyliśmy się wtedy na przykładzie przygód młodego trenera, że przed rzuceniem pokeballa trzeba zmęczyć pokemona walką z innym pokemonem, tak? Tak. Ash jednak ignoruje tamtą naukę i jest zdziwiony, że Pidgeotto nie dało się tak po prostu złapać. („Tylko dlatego udało ci się złapać Caterpie, bo Caterpie jest zawsze osłabiony!”)
Więc Ash wysyła przeciwko niemu Caterpie. Misty, Pikachu i Caterpie ogarnia trwoga. „Czy ty wiesz, co robisz?! Caterpie jest robakiem, ptaki zjadają robaki!”
POKEMONY JEDZĄ SIĘ NAWZAJEM.



Sytuację ratuje Pikachu, traktując Pidgeotto konkretnym piorunem. Misty raczy Asha kazaniem.

***

Przedstawię wam jedną z moich teorii na temat typów pokemonów.
Nazwijmy ją Teorią Specjalizacji. Od razu mówię, że jestem świadoma, że teoria nie tłumaczy istnienia np. pokemonów-kosmitów (Clafairy, Elgyem), pokemonów legendarnych. Ale może komuś przypadnie do gustu i jakiś większy mózg ode mnie podejmie się interpretacji tych zjawisk?
(Zastrzegam, że jestem humanistką i moje teorie quasinaukowe mogą za cholerę nie trzymać się kupy, ale przecież nie taki jest cel tej zabawy! Więc jako samozwańczy ekspert Pokemon profesor Kreatur jestem otwarta na krytykę środowiskową i dyskusję akademicką.)
Zastanawiało mnie zawsze, czemu pokemony dzielą się na typy (AD 2015 typów jest siedemnaście) i mają jeden typ lub dwa i czemu różne stadia ewolucyjne tej samej linii mogą być różnych typów. Typ jest na stałe związany z gatunkiem pokemona i nie zmienia się pod wpływem warunków środowiskowych (pod wpływem warunków środowiskowych pokemon może się co najwyżej nauczyć ruchów innego typu albo zmienić umaszczenie), czyli Pikachu zawsze będzie elektryczny, nawet jeżeli opanuje umiejętność typu stalowego. Bessęsu.
Na początku, kiedy świat Pokemon był młody i zamieszkany przez skamieliny nabożne wydłubywane przez archeologów, tych typów to tyle nie było. Były roślinki (Cradily), żyjątka (Kabuto, Armaldo), żyjątka wodne (Omanite, Relicanth). Wydaje mi się, że w świecie Pokemon ewolucja poszła po prostu w dziwną stronę: na etapie pierwotniaków najpierw doszło do powstania sztywnych schematów ataku (nauka łatwa do przyswojenia dla żyjątek małej inteligencji), potem do sprzężenia ataków z ze środowiskiem (stąd typy już u pokemonów prehistorycznych, które żyły w jednym lądomorzu), potem do specjalizacji organizmów pod kątem ataku i typu ataku (tutaj zaczęło się robić dużo typów), potem do ugruntowania się specjalizacji. Innymi słowy w biologii pokemonów zmiany zachodziły dużo, dużo, dużo szybciej niż zmiany środowiskowe, więc pokemony specjalizowały się względem siebie nawzajem i tak już ewolucji zostało.
No, imho tłumaczyłoby to ataki ściśle przypisane do typów i zakrawające na aksjomaty tabelki, który typ ma przewagę nad którym.

***

Po epizodzie z Pidgeotto Misty i Ash spotykają Zespół R. Gdyby nasze anime było normalne, ich spotkanie z Zespołem R byłoby spotkaniem drugim; anime jednak bez zbędnych ceregieli przeszło do abstrakcyjnej notacji „spotkanie rzędu n+1”.
Zespół R mówi, że chce od Asha Pikachu, gdyż Ten Pikachu łapie się pod kryteria zainteresowań Zespołu R („pokemony rzadkie i niezwykłe”). Przy czym Zespół R nie może dojść do porozumienia, czy przypadkiem nie ujawnia swoich sekretów.
Z kronikarskiego obowiązku wspomnę, że między Zespołem R a Ashem dochodzi do walki pokemon. Jessie i James wysyłają Ekansa i Koffinga („Ej, dwóch na jednego to oszustwo!” – „We are the bad guys!”), Pikachu dostaje jakimś szlamem po oczach i nie może walczyć, potem Pidgeotto zostaje pokonane, potem Caterpie pokonuje Zespół R, zamieniając ich w jedwabne mumie. Amen.

Potem Caterpie sam zamienia się w jedwabną mumię i ewoluuje w Metapoda.
W pierwszym odcinku nauczyliśmy się, że pokemony trzeba trzymać w pokeballach, chyba że nie lubią być trzymane w pokeballach. Ash jest pilnym uczniem i z empatią pakuje Metapoda do plecaka (na pewno obok termosu, bielizny i śpiwora jest mu wygodnie).
Bohaterowie nadal są w lesie.

***

Kto nie widział, musi obejrzeć.